Poczułem czyjąś obecność, to był wilk. Udawałem, iż nic nie czuję, i nadal wgapiam się w przestworza. W odległości do dziesięciu metrów od mojej osoby wydzielałem strach, paraliżujący strach. Obcy znieruchomiał, a jego oddech stał się szybszy. Szedłem za jego zapachem, królewskim krokiem zmierzając w jego stronę. Nie patrzyłem nawet kim on jest, triumfalnie karmiąc się jego strachem.
– Jak się zwiesz, i skąd przybywasz? – zapytałem.
Brak odpowiedzi.
– Ach, no tak, bardzo dużej liczbie wilków odbiera głos, gdy czują bijący strach – stwierdziłem.
Brak odpowiedzi.
– Ale naprawdę, czyż nigdy żadna z moich ofiar chociażby nie wykrztusi swej ostatniej woli? Ostatniego życzenia? Mogę je spełnić, zgodnie z tradycją. Spotkanie z wybranym zmarłym? Masz jak w banku. Odwiedziny lub zwiedzanie Krainy Cieni? Jasne. Tylko wydaj z siebie chociażby jęk. Powiedz, czego chcesz. Morduję na zamówienie, też w dobrej cenie – zakończyłem, wystawiając ostre i mocne jak brzytwa pazury, lśniące bielą i zamachnąłem się nimi, tworząc na drzewie dosyć głębokie ślady. Otrzepałem moje narzędzie z resztek drewna i schowałem je.
Kolejny już brak odpowiedzi.
Ktoś?