- Cześć ciociu! - zawołałam i rzuciłam się do przodu, aby objąć waderę. Ta przez chwilę stała w milczeniu i wpatrywała się zdziwionym wzrokiem w towarzyszącego mi basiora, jednak po chwili odwzajemniła uścisk.
- Co wy tu robicie? - zapytała, znów spoglądając na wujka. Wpatrywała się w jego ranę, z której kapała ciemnoczerwona ciecz. Ja również właśnie tam skierowałam swój wzrok, bo bardzo chciałam móc dotknąć jego krwi. - Wszystko w porządku?
Uśmiechnął się uspokajająco i skinął łbem w moim kierunku, marszcząc brwi.
- Spacerowaliśmy. A potem zaistniała pewna sytuacja i musieliśmy szybko... zmienić miejsce pobytu.
- Przyleciał smok - doprecyzowałam, szczerząc się. Obydwoje byli ode mnie wyżsi, przez co musiałam zadzierać łebek i spoglądać w górę.
- Smok? - ciocia uniosła brew i znów skupiła uwagę na basiorze. Na mój pomruk niezadowolenia, spowodowany brakiem uwagi, położyła łapę na mojej głowie i poczochrała moją grzywkę.
- Cóż - odchrząknął, po czym rozglądnął się na boki. - To nieistotne. A raną się nie przejmuj, zaraz się nią zajmę.
- Niech będzie. Później porozmawiamy, dobrze?
Wymienili ze sobą znaczące spojrzenia i rozeszli się; ja ochoczo pobiegłam za wujkiem. Wyprzedziłam go i zagrodziłam drogę, na co zareagował zmarszczeniem brwi.
- O co chodziło? - kłapnęłam językiem i przekrzywiłam lekko łeb.
- Nieistotne - mrugnął z zadziornym uśmieszkiem. Westchnęłam, a kiedy on chciał przejść, skoczyłam przed niego i znów uniemożliwiłam przejście.
- A mogę dotknąć twojej rany?
Spojrzał na mnie dziwnie, tak, jak spoglądają na mnie wszystkie inne wilki, kiedy proszę je o oddanie kości z obiadu albo zakrwawionych bandaży. Po chwili jego spojrzenie złagodniało i stało się niezwykle wyrozumiałe, takie, jakim zwykle mnie obdarzał, jakbym zadała najzwyklejsze na świecie pytanie. Lubiłam go, bo był miły szczerze, nie to, co tata. On tylko udawał, a czasami i na to się nie silił.
- Lepiej nie. Może wdać się zakażenie - wytłumaczył i zaśmiał się pod nosem, kiedy zamachałam ogonem. Zakażenie, obumieranie tkanek... to musi być niesamowicie świetna sprawa.
Ruszył w stronę punktu medycznego, więc podreptałam za nim. Rozglądałam się w poszukiwaniu smoków, na których mogłabym wypróbować swoje płomienie, jednak byliśmy w miarę bezpiecznej strefie. Westchnęłam w duchu, ale nie załamałam się. Będą następne okazje.
Skupiłam się na basiorze, który ze spojrzeniem wbitym przed siebie zatrzymał się przy jakimś wilku. Rana była teraz w zasięgu moich łap i wręcz korciło mnie, żeby jej dotknąć, ale nie chciałam sprawiać wujkowi bólu. Wszystkim innym tak, ale nie jemu.
Przeszliśmy przez kolorową kotarę i znaleźliśmy się w zadaszonym pomieszczeniu. Wujek rozmawiał z innymi - zapewne o swoich obrażeniach - a ja ruszyłam wgłąb budynku, żeby poszukać czegoś ciekawego.
Wujku Nicosiu?
Wybacz, jeśli niespójne, ale pisałam to o pierwszej w nocy i mogłam nie do końca kontaktować :v