- Dobry.
Spojrzała na mnie pytająco.
- Zginęło niewiele osób. Budynek da się odbudować. Plany przepisać. Ale wilków nie da się przywrócić z martwych. Nie teraz.
Szkoda.
~*~*~
- Kocham wolne.
Otuliłem się mocniej w miękką, niedźwiedzią skórę. Czajnik zaczął cicho syczeć - wrząca woda już się zagotowała. Zwlokłem się leniwie z legowiska i poszedłem do kuchni. „Kuchnia” była nieco na wyrost powiedziana - znajdowała tam się co najwyżej niewielka koza (tak, chodzi o piecyk) na której gotowałem wszystko, co możliwe, trochę półek z przeróżnymi rzeczami, no i zestaw do herbaty. Herbata. Jak dawno jej nie piłem? Bardzo długo.
Uśmiechnąłem się do imbryczka, dosypałem dwie łyżeczki herbaty (białej. Pyszna, prawdziwy rarytas), w międzyczasie zdejmując czajnik z kozy. Woda nadal wrzała. Niezbyt dobrze. Jak to szło? Biała herbata musi być zaparzona w wodzie temperatury ok. 70 stopni Celsjusza, bo wtedy smakuje najlepiej. Ile to oznaczało? Kwadrans czy dwie stygnięcia? Trudno, poczekam.
Drewniane drzwi zaskrzypiały. Nadstawiłem uszu. Ewidentnie jakiś wilk. Rozległ się odgłos pukania. Flumina? Zaprosiłem ją na herbatę ostatnim razem..
- Wejdź, wejdź! Tak dawno cię nie widziałem! - uśmiechnąłem się od ucha do ucha, otwierając drzwi. - Co u cie.. - zbaraniałem.
Przed drzwiami stała Ariene i była najwyraźniej tak samo zaskoczona jak ja.
- Spodziewałeś się mnie?
- Ja.. Nie.. No.. - zaplątałem się przez chwilę. - Spodziewałem się, ale kogo innego.
- Ach.. To nie chcę zawracać głowy. Nie musisz przyjmować dodatkowego gościa - westchnęła.. hm.. nieco smutno? i odwróciła się, idąc szybko.
- ZACZEKAJ! - wrzasnąłem, wychylając się zza progu. - To nie tak! Zaprosiłemjąnaherbatęostatnimrazemimyślałemżedopieroterazprzyszła - wysapałem na jednym tchu. - Możesz zostać, nikt nie powinien przyjść w najbliższym czasie. A tak w ogóle, dlaczego przyszłaś?
- Chciałam porozmawiać. Nie w celach służbowych - dodała szybko. Miałem wrażenie, ze jest przygnębiona. Tylko czym?
Usiadłem na kanapie. Ariene kłapnęła obok mnie. Rozmowa najwyraźniej się nie kleiła, czemu postanowiłem zapobiec.
- A tak właściwie, czemu przyszłaś? Chciałaś porozmawiać? - spytałem, oglądając z niejakim zainteresowaniem niedźwiedzią skórę.
- Tak. - Westchnęła. Czemu mam teraz wrażenie, że jestem niedorozwojem umysłowym i nie wiem, jak ją pocieszyć? Dobra, Chase. Porób coś. Zawsze umiałeś.
- W sumie.. - Zawahałem się. - Też dawno z nikim nie rozmawiałem. Potrzebuję odrobiny wygadania się. - Usadowiłem się wygodniej na kanapie. - Co u ciebie ostatnio?
- Poza wojną? Nic. Aiden odwiedza mnie od czasu do czasu, ale coraz rzadziej. Praktycznie mówiąc, jestem sama.
- A ja zmieniam partnerki do herbaty jak rękawiczki - rozłożyłem łapy. - Akurat rękawiczek nie mam. Zapodziały się gdzieś. - Wadera zaśmiała się przez chwilę. Czyli nadal umiem rozmawiać. Wspaniale!
- Co lubisz robić w wolnym czasie? - usłyszałem lekko niepewny głos Ariene.
- To zależy. Głównie szwendam się tu i tam, parzę herba.. Uch! - stęknąłem, przypominając sobie o wodzie. - Zaraz wracam!
Istotnie wróciłem. Z białą herbatą z mizernymi resztkami cynamonu, umiejscowioną w dzbanku, sporą cukiernicę, oraz dwoma filiżankami. Postawiłem to wszystko na stole w jadalni, składającym się z sporego kawału drewna, oszlifowanego i wygładzonego, klapnąłem na podłogę, a następnie zwróciłem się do wilczycy.
- Chcesz się napić?
<Ariene? Wybacz, że tak długo i krótko, ale masz herbatkę>