Patrzyłem z zaciekawieniem na ogon Tery. Nigdy nie spotkałem się z czymś takim, od środka zżerała mnie ciekawość.
- Mogę... dotknąć? - spytałem jak w transie, wpatrując się w smolistą ciecz wypalającą trawę.
- Czaruś, no co ty - odepchnęła moje zbliżające się łapki, przyciągając ,,prawidłową" część ogona do siebie.
- Ciekawe, czy moja łapka też stałaby się kurczakiem z rożna... - zaśmiałem się, kierując swój wzrok na oczy wadery.
- Ani mi się waż - fuknęła, patrząc na mnie złowieszczo.
- No dobrze, no - odparłem, udając lekki smutek. Zastanawiałem się, czy to jakaś choroba, czy może żarcik ze strony Terki. Widziałem jednak po jej minie, że jest już do tego przyzwyczajona.
- Sprawdźmy to! - zawołałem, skacząc w miejscu. Pierwszy raz coś tak strasznie mnie zainteresowało, no może oprócz nowego utworu na pianino.
- No dobrze - na jej pyszczku zagościł promienisty uśmiech, a po chwili smoła z ogona zniknęła, pozostawiając na nim czarną maź.
- Chodź! - podbiegłem do niej, mocno ją obejmując. Cmoknąłem szybko w łapkę i pociągnąłem za nią, ciągnąć Tere za sobą.
Biegliśmy przed siebie, nie patrząc na żadne przeszkody. Chciałem ją zabrać w miejsce, którego na pewno nie odwiedziła, a magiczna siła w nim ukryta pomoże nam rozwiązać zagadkę czarnego ogonka.
Wybiegliśmy przez ruiny starej części akademii, które zapadły się ponad 50 lat temu. Pozostał tylko spory klif o olśniewającym widoku i równie magicznych mocach.
- To tutaj - mruknąłem, siadając na skale.
- Jak cudownie Czarusiu! - krzyknęła z radości, mocniej ściskając moją łapkę, a jej ogon wytworzył lekki podmuch wiatru.
Tercia? :P