- Wtedy nie było nic. Zobacz, zaczyna się ściemniać. Muszę wracać.
Wadera odkleiła się ode mnie i ruszyła w tym samym kierunku.
- Niestety, ale mieszkamy prawie w tym samym miejscu. Jesteś na mnie skazany.
Drogę pokonaliśmy w ciszy. Rozstaliśmy się bez słów.
^^^
Cały dzień spędziłem w bibliotece, w dziale, który był poświęcony śmierci. Nie znalazłem nic na temat niszczenia duszy, a szkoda. Kolejne dni były wręcz identyczne. Za każdym razem starałem się znaleźć odpowiedź na pytania, które nie dawały mi spokoju.
///
Paskudna wrona wlepiała we mnie, swoje czerwone ślepia. Leżałem na środku sali i oglądałem sufit, kiedy usłyszałem kroki na schodach. Wnętrze było przesiąknięte zapachem krwi, po wczorajszej walce z harpią, którą przywlókł Seele. Codziennie przyprowadzał ze sobą inne pióro*. Wszystkie są pozostałościami po jego snach z In i wszystkie mają czerwone oczy.W wejściu stał Oblivion. Z grymasem na pysku obróciłem się w jego stronę i posłałem pytające spojrzenie.
- Dziś wieczorem odbędzie się zebranie w sprawie wojny. Zaproszona została starszyzna, obecność dowódców i zastępców jest obowiązkowa.
- Dziękuję za informację. Możesz odejść.
Basior zawahał się. Miał jeszcze coś do powiedzenia.
- Potrzebne jest potwierdzenie obecności.
- Potwierdzam.
Po tych słowach odszedł. Myślałem, że będę mógł leżeć w spokoju, lecz chwilę po odejściu Obliviona na wieżę przybyły szczenięta z szerokimi uśmiechami. Seele i Hesher przyciągnęli ze sobą martwe koźlę. Pora nakarmić ptactwo. Nie chciałem wstawać. Mógłbym przeczekać porę karmienia na podłodze. Martwy lub nie. Dzieci po kolei otwierały wszystkie klatki. Innie uwielbiała to robić. Uwielbiała również patrzeć, jak walczą o pokarm. Wadera usiadła obok mnie.
- Nadal cię boli?
- Nie — kłamstwo.
- Spaliłam dziś żywego lisa. Pozostał po nim tylko popiół.
- Jesteś coraz silniejsza słońce, ale pamiętaj, że nie można krzywdzić żywych istot.
- Wiem — powiedziała z powagą w oczach. - Pachniesz krwią. To przez harpię?
- Bynajmniej.
Hesher otworzył pozostałe klatki. Mimo tak dużej różnicy, ptaki nie atakowały się nawzajem, ale atakowały wszystko, czego nie znały.
~~~
Szczenięta zostały w oddziale VIII. W środku szybko przejrzałem się w lustrze. Sierść na karku była sklejona krwią oraz postrzępiona. Co jakiś czas jeszcze kapała z niej świeża, czerwona ciecz. Czułem, jak ból rozsadza mi czaszkę.
~*~
Nie miałem ochoty na to spotkanie. Szedłem najwolniej, jak potrafiłem. Oglądałem każde mijane drzewo. Wchodząc do jaskini, usłyszałem doniosły głos Kesame. Prześlizgnąłem się tak, aby nikt nie zauważyły mojego przybycia i stanąłem pod ścianą. Próbowałem się skupić, nad tym, co mówiła. Statystyki, straty, ofiary, znalezione leża. Gorąco zalewało moje ciało. To nie był dobry pomysł. Przyłożyłem głowę do zimnej ściany. Nic nie dało. Zakląłem pod nosem. Na drżących łapach ruszyłem w stronę wyjścia. Rana na szyi pulsowała. Wiatr, który mnie atakował był tylko chwilowym ukojeniem. Wróciłem do środka, ale stanąłem bliżej wyjścia. Walczyłem ze sobą, aby dotrwać do końca. To cholerne zwierzę musiało mieć w sobie jakąś truciznę. Nie słuchałem zbyt dokładnie. Taravia jako pierwsza dostrzegła moją obecność. Zadała mi pytanie, którego nie usłyszałem. Skinąłem głową. Coś spływało po moim ciele. Spojrzałem na podłogę. Pod moimi łapami formowała się kałuża krwi. Usłyszałem tylko słowo "koniec". Wyszedłem otumaniony, nie oglądając się za siebie. Lato to najpaskudniejsza pora roku. Gorąca noc utwierdzała mnie w tym przekonaniu. Do ptaszarni dotarłem padnięty. Zaraz po przekroczeniu progu runąłem na posadzkę, rozkoszując się jej zimnem. Zasnąłem, czując na sobie spojrzenie bestii.
Kesame? Zechcesz mi opowiedzieć, o czym było zebranie?