– T-tak, było... – Spojrzałam z lekkim niepokojem na Czarusia i wzięłam głęboki wdech, przymykając powieki. – Too.. na czym stanęło?
Uśmiechnęłam się w stronę basiora, podchodząc do jego pyska i stając na koniuszkach łap. Nasze nosy dzielił niewielki milimetr, a nawet i mniej.
– Hmm... Chyba pamiętam – Uśmiechnął się i musnął swoimi wargami moje, łącząc nasze usta w słodkim pocałunku. Poczułam dziwne mrowienie w podbrzuszu, a zaraz po tym mój ogonek zawinął się w wachlarzyk.
Niespodziewanie, coś rozłączyło mnie a Czarusia.
– Hej, nieładnie tak przerywać! – fuknęłam, siadając na zadku i założyłam łapki na klatce piersiowej.
– Pfft... Jesteś jak szczeniak, wiesz? – Czaruś uśmiechnął się rozbawiony, a ja zmarszczyłam śmiesznie nosek. – Uroczy szczeniak.
– Phi! Potrafię być groźna! – Wyszczerzyłam tycie kiełki, przyjmując pozycję bojową i położyłam po sobie ogromne, nietoperze uszy. – Rawrr!
Zawarczałam, a Czaruś zrobił przerażoną minę i podkulił ogon.
– O nie, co ja teraz zrobię? Toż to apokalipsa, wściekły puszek-okruszek chce mnie zaciukać! – Starał się powstrzymywać śmiech, lecz coś mu nie wychodziło. – Hahahah..
– To nie jest śmieszne, potrafię być groźna!
Kiedy zawarczałam po raz drugi, poczułam, jak mój ogon robi się dziwnie wilgotny. W kilka sekund skojarzyłam fakty, cóż mogło się dziać i w mig odskoczyłam od Czarusia. Ten, spojrzał na mnie niezrozumiale, kiedy to w jego ślepia rzuciła się czarna, smolista maź, cieknąca z mojego ogona.
– Tero, co to jest? – Czaruś począł się zbliżać, niuchając nosem przy ziemi, natomiast ja cofać.
– Nie, nie podchodź, bo stanie ci się krzywda! – Dotknęłam łapą jego nosa, stawiając mu przy tym opór, a sam ogon odsunęłam od nas jak najdalej.
– Ale...
– Nie ma żadnych „ale”! – Wdrapałam się na pobliskie drzewo, spuszczając przy tym ogon w dół, a w miejsce, gdzie spadła maź, trawa zaczęła obumierać, aż przemieniła się w popiół, który niedługo potem został zdmuchnięty przez wiatr.
– Co.. co..? Jak? – Czaruś, widocznie zaciekawiony, zachował odległość, ledwo powstrzymując się od dotknięcia ów mazi.
– To... Takie... Coś, co kiedy się dotknie, wypala dziurę i giniesz. Błahostka, nie przejmujmy się tym – Machnęłam niedbale łapką, przyzwyczajona do nagłego obrotu spraw, z którymi miałam do czynienia we wcześniejszych latach.
Jednakże Czaruś zdawał się wykazywać większe zainteresowanie, niż sądziłam i wyglądało na to, że chciał dowiedzieć się nieco więcej na temat smolistego cosia, mimo iż jego natura przemawiała w jego sercu inaczej.
Czarusiu? eue