- Znikające zapasy, ta? - pomyślałam chwilę po tym, gdy przywódca wyznaczył mnie, abym rozwiązała sprawę "znikających zapasów". No nic, przecież ktoś musi się tym zająć. Na niebie pojawił się w stu procentach pełny księżyc. Gwiazdy rozświetlały dość spokojną noc. - Dziś już nie, ale jutro się tym zajmę. - Wyszeptałam pod nosem, udając się dość energicznymi ruchami w stonę jaskini. Gdy byłam już na miejscu i mogłam w pełni ujrzeć moją dość małą jaskińkę, rozejrzałam się jeszcze i postanowiłam położyć się już spać, no i w końcu - zasnęłam.
*Następny Dzień*
Usłyszałam ptaki. Najwyraźniej natura się już obudziła. Mój budzik mówił, że pora wstawać no i tak właśnie zrobiłam. Usiadłam, leniwie wpatrując się w rzekę, która cieszyła się niemałym uznaniem wokół całej watahy i w sekundę stałam się spragniona. Podeszłam tam i zaczęłam pić. Gdy tak spokojnie piłam, przypomniało mi się, że muszę dowiedzieć się, co jest przyczyną znikającej żywności. Ruszyłam. Powoli opuściłam centrum i poszłam w stronę gór menegroth. Idąc ciągiem bez przerw w górę, szybko dotarłam na miejsce. Rozglądałam się dość mocno. Nie było widać tu ani jednego wilka i było dość zimno. Zaczęło się ściemniać. Po długim czasie poszukiwań na moje nieszczęście zauważyłam w krzakach kameleona, ale jak zwykle tylko on obserwował. Wydawało się, jakby czegoś pilnował. Omijając go wielkim łukiem, w małym zagłębieniu dostrzegłam jaskinię. Postanowiłam zejść właśnie w tę szparę i zobaczyć co się w niej znajduje. Pierwszy rzut oka - nic. Było tam ciemno. Można było zobaczyć różnorodne diamenty i szmaragdy. *żyła złota* - pomyślałam. Idąc dalej w głąb, zobaczyłam sylwetkę dość dużego, na oko długiego na 18 metrów smoka, który w tym momencie spał. Przeszły mnie ciarki. Bałam się, że może się on obudzić, ale spał twardym snem. Z pozoru bynajmniej twardym. Spał on na ogromnej kupie naszych zapasów i innych rzeczy, które akurat do nas nie należały. Najróżniejsze drewna, zdechłe zwierzęta, które ewidentnie już trochę leżały na kupce obok. Dość mocno to śmierdziało, ale dało się to znieść. Po chwili namysłu zdecydowałam się zawrócić. Nie dałabym rady sama przeciwko gordianowi. Nie lubię, a co dopiero, nie umiem walczyć. Źle by się to skończyło nie tylko dla mnie, ale i dla naszych zapasów. Gdy wróciłam tą samą drogą, od razu poszłam w stronę oddziałów walczących z prośbą o pomoc. Oczywiście nie całego oddziału, ale malutkiej grupki wilków. Doskonale wiem, że trzeba bronić granic terenów watahy. Zgodzili się. Dwa wilki następnego dnia wrócą tam ze mną. Znowuż wróciłam do mojej jaskini i zasnęłam.
*Następny Dzień*
Jak zwykle wstałam, ale już trochę żywiej. Mieliśmy mało czasu i od razu ruszyliśmy. Na miejscu zastaliśmy tym razem już nieśpiącego Gordiana. Rozpoczęła się walka. Dość krótka, bo o dziwo smok nie miał ochoty na walkę. Był ewidentnie ranny i udało nam się go zabić. To było banalnie proste. Zbyt proste... Aż w końcu dość podejrzane. Mimo to zabraliśmy zapasy i wróciliśmy na tereny naszej watahy. Tak to się skończyło. Wszyscy wrócili do swoich obowiązków.
<487 słów - 10 pkt.>