- Obyś zdechł – wysyczałam przez zęby. Jak dotąd jeszcze nikt tak bardzo mnie nie zirytował. Ten tu po prostu rekordy bije. I to nie tylko w denerwowaniu. Sytuacja była zabawna, gdy to on siedział w tych zakichanych krzakach. A jak ja w nich tkwię, to już jest irytujące.
- Wiesz, co? Niech będzie. Zlituję się nad tobą i Cię uwolnię – łaskawca się znalazł. Jeszcze chwila, a normalnie nie wytrzymam. Trzasnę go, zabiję i zakopię. Potem odkopię i jeszcze raz zabiję. I zostawię, żeby jakieś sępy go zjadły. Czy inne stwory.
- Zlitować się? No błagam. To jest twój obowiązek, aby mi pomóc – w końcu sam mnie wpakował to tego bagna. To niech teraz wyciąga. Burknął do mnie, żebym się zamknęła, po czym zmienił się w cień. Już po chwili był pode mną. Szczerze mówiąc, nie było to komfortowe położenie. Nie dość, że byłam unieruchomiona, to ten jeszcze tu jakieś dziwne czynności wykonywał. Tu się przemieścił, tam coś przesunął. W końcu stanął obok mnie i mojej pułapki.
- No i co teraz? – spytałam zła.
- Cichaj teraz i się nie ruszaj – taaa… Jakbym mogła się ruszać, już dawno by mnie tu nie było. I nie musiałabym znosić jego towarzystwa, jak i głupiego gadania. Westchnęłam cicho. Po co mi to wszystko było? Trzeba było go olać i pójść zaraz po tym, jak już go wyśmiałam. Ciutrok pogrzebał jeszcze chwilę w krzakach, coś chyba przegryzł, po czym wszystkie gałęzie puściły. Nie spodziewałam się tego, więc z głośnym łoskotem wylądowałam na ziemi. A ta bezmyślna kanalia na mnie. Natychmiast go zrzuciłam i stanęłam w bojowej pozycji.
- Odsuń się! – a bo ja wiem, czy nie ma czasem pcheł? Tacy jako on to idealne siedlisko dla wszelkiego robactwa. W końcu swój do swego ciągnie.
- Powinnaś mi podziękować – no chyba się przesłyszałam. Ja? Podziękować? A niby czemu?
- Za co? Za mój stracony czas? Nie, nie dziękuję – choćby miało mnie to życie kosztować, nigdy, za nic nie podziękuję. A już zwłaszcza temu wyleniałemu kundlowi.
- A szkoda. Następnym razem zostawię cię w tych krzakach.
- Nie będzie następnego razu – warknęłam. Pacan. Jeśli myśli, że następnym razem dobrowolnie mu pomogę, to się grubo myli. Najpierw go wyśmieję, zwołam jeszcze, kogo się będzie dało, by pośmiał się ze mną, a później najzwyczajniej w świecie sobie pójdę, zostawiając go na pastwę ciemności. A właśnie. Podczas tego żałosnego przedstawienia dowiedziałam się pewnej interesującej rzeczy. Warto by zweryfikować czy aby na pewno jest prawdziwa. Początkowo miałam odwrócić się i pójść. Nie chciałam przecież dłużej przebywać w takim ułomnym towarzystwie. Jeszcze się zarażę jakimś badziewiem. A ja nie chcę się z tym męczyć. Ale skoro mam świetną okazję do pogrążenia Ciutroka, to grzechem by było, nie skorzystać z niej.
- Oj Ciućmok, Ciućmok. Ty naprawdę nie umiesz dobierać sobie przeciwników – mruknęłam do siebie i uśmiechnęłam się kpiąco. Robiło się coraz ciemniej. Wystarczyła chwila, a nie będzie już nic widać. A jeśli poważnie mówił, że boi się ciemności, będę miała niezły ubaw. Musiałam więc go jakoś tu zatrzymać. Tak więc dlatego ni z tego, ni z owego trzasnęłam błyskawicą prosto w mojego towarzysza. To powinno zadziałać.
- Ty masz dobrze z główką? – basior lekko się zachwiał. Oprócz tego cała sierść stanęła mu dęba, zupełnie jakby walnął w niego piorun. A nie, chwila. Faktycznie tak było. W sumie ciekawy widok. Powinnam częściej tak robić.
- Ależ oczywiście. Jako medyk chciałam pomóc Ci przy twojej dolegliwości. Niestety, najwidoczniej głupota to nieuleczalna choroba. Będziesz musiał z tym jakoś żyć – rozejrzałam się. Mój plan wyszedł doskonale. Dlatego nim basior zdążył wymyślić jakąś celną w jego mniemaniu ripostę, szybko wcieliłam w życie drugą część mojego genialnego planu.
- A Ty? Co tutaj robisz Puszku? Późno się już robi. Nie boisz się, że Cię coś napadnie? Ciemno już jest, a w strasznym lesie aż się roi od krwiożerczych potworów. Jeszcze się zadrapiesz podczas ucieczki i co wtedy? Wracaj lepiej do domciu.
Chinni? Uwierz, że nie będzie ;p