29 kwietnia 2017

Od Shady CD Zefir

— Mamo, tato, idę na zewnątrz — zakomunikowałam i poczekałam na przytaknięcia i wymamrotane zgody, a gdy takie się ukazały wybiegłam radośnie z jaskini, z szerokim uśmiechem na pyszczku. Odgarnęłam łapką włosy i zaśmiałam się. Wiatr wiał dosyć mocno, ale niebo było błękitne i bezchmurne. Wprost wymarzona pogoda dla poszukiwaczy przygód. Usłyszałam szelest krzaków po lewej, więc spojrzałam tam kątem oka. Pomiędzy listkami tkwiły postawione na sztorc królicze uszy. Uśmiechnęłam się lekko, bo chyba nie wrócę do domu z pustymi łapkami. Gdy uszy odwróciły się w drugą stronę rzuciłam się na nie. Pazurkami drapałam małe białe ciałko, a zębami rozrywałam jego skórę. Zwierzątko piszczało i próbowało się wyrwać. Gdy króliczek już nie oddychał podniosłam go i ruszyłam do strumyczka obok, żeby umyć go i siebie z krwi. Zamoczyłam łapki w wodzie i przepłynęłam parę razy obok brzegu, prawie się utopiłam. Wyszłam, rzuciłam martwego królika na ziemię i otrzepałam się z wody. Ziewnęłam głęboko. Chyba pora na sen.
Przeniosłam zajączka pod drzewo, ułożyłam na nim łapy, położyłam się i zasnęłam.
Śniłam akurat o spacerze z mamą nad jeziorem lawy, gdy wyczułam czyjąś obecność w realnym świecie. Uniosłam jedną powiekę i zobaczyłam szczeniaka, stojącego parę kroków obok. Był biały, miał skrzydła i aureolkę.

Zefir?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template