17 marca 2018

Od Timadi'rin cd. Aserana

Śledziłam tego jelenia już od pół godziny. Czekałam na dogodny moment do ataku: pod uwagę brałam ułożenie terenu, szatę roślinną i kierunek wiatru, by zwierzyna nie zwęszyła mnie tak łatwo. Ostrożnie stawiałam łapy, każdy krok był przemyślany. Rzuciłam na siebie zaklęcie zwodzące, by mieć jeszcze większe szanse na sukces. Bądź co bądź, nie jadłam przyzwoitego posiłku od co najmniej doby.
Jak mogłam więc nie zauważyć innego wilka, czającego się na tego samego byka?
W duchu przeklęłam jego, jak i moje niedopatrzenie. Widząc jednak, jak mój posiłek przechwytywany jest przez jakiegoś basiora, musiałam zareagować. Planowałam podejść do zwierzęcia z boku, by nie dostać ani porożem, ani kopytami. Z zażenowaniem musiałam jednak stwierdzić, że w tym momencie nie mam wyboru - muszę zaatakować jelenia od przodu, ryzykując przebicie rogami. Postawiłam jednak wszystko na jedną kartę i sprintem ruszyłam do rozgrywającej się kilka metrów ode mnie potyczki.
Czołgając się brzuchem przy chłodnej, wilgotnej ziemi zaczaiłam się, a gdy byk obrócił się lekko bokiem, skoczyłam. Wylądowałam dokładnie na szyi zwierzęcia, jednak moje pazury nie zdołały zrobić mu większej krzywdy. Objęłam więc jelenia łapą, niczym w jakimś dziwacznym tańcu, i spróbowałam wgryźć się w jego szyję. Obcy basior trzymał się pewnie na zadzie zwierzyny, zaciekle drapiąc i kąsając. Rzucił mi przelotne spojrzenie, a ja zmarszczyłam ze złością nos, bo doskonale zrozumiałam, co to znaczy:
"Zabij go wreszcie, na co czekasz?!"
Odwróciłam głowę, nie chcąc w czasie walki o posiłek rozpraszać się odczytywaniem cudzych emocji, jednak od tego wilka na kilometr biło rozgoryczenie i coś na kształt rozpaczy. Potrząsnęłam głową, chcąc wygnać te wszystkie obce uczucia. Poczekałam, aż rogacz uniesie łeb, po czym błyskawicznie chwyciłam zębami skórę na jego szyi i zaczęłam szarpać. Byk zarżał w agonii. Wyrwawszy spory kawał mięsa wgryzłam się głębiej, przerywając tętnicę, aż moje kły utkwiły w kości. Poczułam lepką, ciepłą posokę spływającą mi po pysku i kapiącą na futro. Jeleń, który w parę sekund stracił wiele krwi i powoli dogorywał, padł na ziemię. Nie zdążyłam wyszarpnąć zębów z jego kręgosłupa, więk runęłam razem z nim.
Pierwszym, co poczułam po upadku, było szturchanie w bok. Dosłyszałam też przytłumiony głos:
- Wszystko w porządku?
Nie, weszłam sobie pod martwego jelenia dla relaksu. Podobno krew dobrze robi na futro.
- Tak jakby... Nie - wydusiłam. Pysk zatkała mi skrzepnięta nieco krew i szorstka, któtka sierść.
Poczułam, jak ktoś wyciąga mnie spod truchła za ogon. Syknęłam. Gdy moje zalepione posoką oczy ujrzały światło dzienne, natychmiast wstałam.
- Chciałeś wyrwać mi ogon, geniuszu? - warknęłam, porządnie zirytowana. Odwróciłam się w kierunku młodego, uskrzydlonego basiora, który patrzył na mnie z ukosa. Wilk także miał na pazurach krew, jednak na pewno nie wyglądał tak źle jak ja. W każdym razie na pewno był ode mnie bardziej cierpliwy, bo odparł stabilnym głosem:
- Chciałem wyciągnąć cię z pod jedzenia. Nie ma za co. - mruknął z przekąsem. Wydałam z siebie zduszony warkot.
- Muszę spytać: jak miałeś zamiar zabić tego jelenia, skoro nie potrafiłeś nawet przebić tętnicy? Chciałeś sobie na nim pojeździć? - prychnęłam.
- Chciałem upolować coś dla watahy. Swoją drogą, dzięki za pomoc.
Och, jak mnie denerwują osoby, które na wszelkie przejawy agresji odpowiadają spokojnie, jakby ich to nie dotyczyło!
- A ja chcę coś zjeść. - ucięłam, podchodząc do mięsa. Jednym ruchem wyrwałam udo z martwego ciała i oskalpowałam. Wgryzłam się w surowe, zakrwawione mięso, czując, że wreszcie uspokoję burczenie w brzuchu.
- Może byś tak najpierw je upiekła?
Odwróciłam się zamaszystym ruchem do denerwującego samca. Z krwią na pysku, żądzą mordu w oczach musiałam wyglądać nieco psychopatycznie.
- Nie jadłam nic od ponad doby, więc odczep się i daj mi coś zjeść, chyba że wolisz mieć na sumieniu śmierć członkini watahy! - ryknęłam, aż zabolało mnie gardło. Wyraz pyska basiora natychmiast się zmienił. Dotychczas przedstawiał zacięcie i upór, teraz zaś widniało na nim zaskoczenie i współczucie.
- Nie wiedziałem... - mruknął, podchodząc do mnie - Przepraszam. Zjedz co nieco, a potem pójdziemy częściowo upiec jedzenie. Resztę oddamy Kesame.
Mogłam zgodzić się na taki układ. Nie wytrzymałam jednak bez dokuczliwych licytacji:
- Co złapaliśmy, to nasze! A konkretniej - pół moje, pół twoje. Ja właśnie spożywam swoją połówkę. Po co oddawać swoje łupy Alfie?
Basior spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Jestem tu nowy. Naprawdę myślisz, że zostawienie tylko dla siebie połowy dużego jelenia będzie dobrym pomysłem?
- Niekoniecznie. - przyznałam. Zaspokoiłam już ten pierwszy, dziki głód, i mogłam się oderwać od udźca. Bez słowa uprzątnęłam bałagan, jaki powstał po polowaniu. Zgarnęłam flaki i skórę na jedną stronę, a tłuszcz i mięso na drugą. Jadalne części podzieliliśmy między siebie i przygotowaliśmy do zaniesienia kilka kilometrów w górę strumienia, aż do Centrum Watahy. Wnętrzności zostawiliśmy. Wrony będą miały ucztę. Po brudnej robocie opłukaliśmy się szybko i powierzchownie z większości posoki jelenia. Na szczęście dzień był dość pogodny i słoneczny, więc liczyłam na to, że futro szybko pozbędzie się wilgoci.
Zamyślona nie usłyszałam słów mojego towarzysza.
- Mozesz powtórzyć?
- Nie dosłyszałem, jak masz na imię. - rzekł basior, wpatrując się we mnie.
- Może dlatego, że jeszcze się nie przedstawiłam. Jestem... - zrobiłam chwilową przerwę. Nie byłam pewna, czy wyjawiać obcemu swoje dane. Zdecydowałam jednak, że przed członkiem watahy nie ma co zatajać takich podstawowych informacji. - Timadi'rin.
- Aseran.

Aseran? Bądź wyrozumiały dla tej ułomnej wariatki :3

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template