3 marca 2018

Od An cd Simo

Spojrzałam na podarunek. Myślałam przez dłuższą chwilę, aż w końcu wzięłam w łapy prezent… i oddałam go ukochanemu. Zamrugał zdziwiony. Spojrzałam mu w oczy. Był zaskoczony i nie rozumiał, czemu tak zdecydowałam. Zaśmiałam się, co wywołało jeszcze większe zaskoczenie u Symonidesa.
- To może się przydać na bardziej… groźniejszą sytuację. Warto to zachować na czarną godzinę, gdzie wtedy będzie liczyła się szybka pomoc -wyjaśniłam basiorowi. Zrozumiał mój tok myślenia i przytulił się do mnie. Ja odwzajemniłam gest. Wdychałam zapach jego futra. Przy nim czułam się bezpiecznie i wiedziałam, że mam kolejny powód, aby wrócić do domu… Miałam u niego wsparcie i mogłam prosić go o pomoc w każdej sprawie. Był kimś, na kogo mogę liczyć i wiem, że nie zdradzi mojego zaufania.
Był kimś, z kim chce spędzić resztę życia…
Nagle poczułam się słabiej. Nogi pode mną się ugięły, jakby były zrobione z waty. Simo zareagował natychmiast i pomimo swoich dolegliwości, pomógł mi utrzymać się w pionie. Zakręciło mi się w głowie, więc utrzymanie równowagi było dla mnie nie lada wyzwaniem. Po dłuższej chwili zaczęłam czuć nogi, więc spróbowałam stanąć o własnych siłach. Udało mi się, jednak czułam protesty moich mięśni. Basior cały czas był obok mnie, by w razie czego móc szybko mi pomóc. Chciałam coś powiedzieć, ale po prostu nie mogłam, jakby była niemową… Chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę sypialni. Simo cały czas mi asystował, za co byłam mu naprawdę wdzięczna. W końcu dotarłam do swojego posłania. Resztkami sił położyłam się na łóżku i przez chwilę walczyłam ze zmęczeniem. Miałam nadzieję, że kiedy położę, poczuje się nieco lepiej; niestety, tak się nie stało. Basior z troską w oczach mi się przyglądał. W myślach szukałam przyczyny pogorszenia mojego stanu. Może to przez zmęczenie? Więc dlaczegóż teraz poczułam się gorzej? Smok? Dero nie są w stanie wytworzyć żadnych substancji toksycznych czy o właściwościach usypiających lub paraliżujących. Sama byłam bardzo zaskoczona zmianą mojego samopoczucia. Z każdą chwilą zmęczenie przytaczało mnie coraz bardziej. Wiedziałam, że długo nie wytrzymam, dlatego chciałam spróbować powiedzieć Symonidesowi, jak bardzo go kocham, ale nie mogłam wydusić z siebie słowo. Basior widział moje próby wymówienia jakiegoś słowa.
- Co chcesz powiedzieć, kochanie?
Spojrzałam mu głęboko w oczy. Widziałam zmartwienie i troskę, ale też niewielką nadzieję, że złe samopoczucie zaraz mi przejdzie. Ja powoli traciłam to przeświadczenie, jednak nie chciałam, aby było widać. Nie chciałam odbierać tej wiary. Chciałam dodać mu siły… Dlatego go pocałowałam. Zaskoczyłam Simo tym, ale po chwili odwzajemnił pocałunek.
To ostatnia rzecz, którą zapamiętałam po pochłonięciu mnie przez nieskończoną otchłań.

•••

Nie wiem, gdzie byłam. Może to tylko sen, a może otchłań śmierci… Byłam gdzieś pośrodku… nicości. Ale wiedziałam jedno- byłam sama. I to mnie bolało. Kiedyś pogodziłam się, że zawsze będę samotna, nigdy nie zostanę matką, nawet przybraną, a co dopiero żoną. Teraz jednak zostałam matką dla małego malca o niezwykłym charakterze i oczach; na dodatek poznałam basiora mojego życia. Wcześniej nie chciałam tego, ale teraz… Jak każdy inny wilk pragnę miłości i wsparcia od mojej rodziny, którą tworzę ze swoim wybrankiem i gromadką szczeniaków. Jednak teraz wiem, czemu wcześniej byłam tak oporna- nie chciałam, aby ktoś przeze mnie cierpiał; z powodu głupich słów wykrzyczanych w furii czy odkrycia, że twój partner postanowił znaleźć miłość w objęciach innej czy…
...z powodu mojej śmierci…
Nie. Nie mogę tak myśleć; tym bardziej nie mogę się poddać. Muszę wiedzieć, co tu robię i dlaczego tu się znalazłam. Czemu tu w ogóle trafiłam…? Skupiłam się, aby przypomnieć sobie, co się stało. Po chwili poznałam odpowiedź- poczułam się gorzej z nieznanego powodu, więc mój organizm zapadł w coś w rodzaju hibernacji. Westchnęłam. Symonides teraz pewnie bardzo się martwi o mnie. Nagle coś mnie tknęło. A gdzie Ayoko? Chyba poszedł do biblioteki, ale już powinien wrócić. I to dawno… A jeśli… to… znowu się stanie? Jeśli tym razem będzie… gorzej… niż za pierwszym razem? Zaczęłam krzyczeć. Wolałam imion moich bliskich, ale i tak byłam świadoma, że jestem tu tylko ja; że jestem samotna. Po policzku zaczęły spływać pojedyncze krople łez. Tego się obawiałam; że jeśli zdobędę coś, na czym będzie zależeć mi bardziej od mojego pogmatwanego i zapomnianego życia, stracę to. Zaczęłam coraz głośniej wyć. Po krótkim czasie zaczęła boleć mnie krtań i gardło, ale nie przestawałam krzyczeć. Chciałam, żeby ktokolwiek mnie usłyszał; żeby przyszedł tu i powiedział, że to tylko głupi koszmar i zaraz otworzę oczy i… i… zobaczę ich. Na wspomnienie Ayoka i Symonidesa nie mogłam powstrzymać łez. Po prostu. Zaczęłam szlochać, mając żałosną nadzieję, że zaraz to się skończy. Niestety, straciłam rachubę czasu i nie wiedziałam, jak długo wypłakuje sobie oczy.
Nagle coś się stało- poczułam jakąś obecność. Ktoś tu jest… Nie wiedziałam dokładnie kto to czy co to. Już chciałam przyjąć postawę do walki, ale przypomniałam sobie o doznanych ranach. Spojrzałam na swoje ciało… Doznałam małego szoku- bandaże oraz obrażenia zniknęły bez śladu; nie było nawet siniaka czy zadrapania. Niespodziewanie po moich plecach przeszedł dreszcz. Ktoś tu był, i to blisko. Naprężyłam mięśnie i czekałam na przeciwnika. Byłam gotowa do walki - nieważne, czy jestem na granicy śmierci, czy to tylko głupi sen. Nauczyłam się wiele rzeczy a przede wszystkim, aby zawsze być gotowa do starcia z przeciwnikiem; niezależnie od czasu czy powodu. Kątem oka coś zauważyłam. Jakiś świetlisty punkt. Odwróciłam się w jego stronę, aby mus się przyjrzeć. Potem pojawił się kolejny i następny… W końcu zamiast ciemności było wszechobecne świtało.

Nie wiem, dlaczego leżałam. Ale wiedziałam jedno - głowa bolała mnie niemiłosiernie; zupełnie, jakby ktoś przywalił mi porządnie w czaszkę. Zaczęłam powoli wstawać i to, co zobaczyłam…
Cóż, nie da się tego opisać. To trzeba przeżyć. Byłam pośrodku ścieżki wykonanej z maleńkich gwiazdek, które niemalże były obok siebie, ale na tyle oddalone, że mogłam zobaczyć co jest pod spodem. Ja jednak skupiłam się na otoczeniu, które jest na wysokości moich oczu i powyżej… Miliony gwiazd; dużych i małych, w rozmaitych kolorach, osadzonych było w różnych odległościach. Niebo przypominało to w nocy, jednak światło z gwiazd sprawiało wrażenie, że jest dzień. To nie przypominało nocne niebo, tylko coś w tym rodzaju… Nie było za ciemno ani za jasno.
Panowała tu pełna harmonia.
Ruszyłam ścieżką przed siebie. Z każdym krokiem czułam niesamowity podziw i szacunek dla tego miejsca, ale także ciekawość. Przyglądałam się uważnie, aby nie przegapić żadnego szczegółu. Niespodziewanie na plecach przeszedł kolejny dreszcz, ale tym razem był inny… Jakby miał zasygnalizować tylko czyjąś obecność. Obróciłem głowę. Nikogo tam nie było… Może to pomyłka? Kiedy zwróciłam głowę do przodu, zobaczyłam jakiegoś smoka przede mną. Najczęściej na widok dużego smoka gotuję się do walki, jednak teraz czułam spokój i równowagę. Nie czułam potrzeby walki czy agresji ze strony smoka. Nie wiem co się ze mną dzieje, lecz się nie bałam. Podeszłam do majestatycznego stworzenia. Było ono ogromne, ale nie przesadnie. Łuski miały odcień perłowy oraz smolisty; równoważące się kolory. Delikatne, błoniaste skrzydła, mimo swojego zwodniczego wyglądu, mogły być bardzo silne, podobnie jak pozostałe kończyny. Smok spojrzał na mnie swoimi mądrymi oczami w kolorze złota.
- Zapewne zastanawiasz się, co tu robisz, ale odpowiedź poznasz później. Musisz uważać, bo to, co powinno zostać w cieniu, niedługo ujrzy światło dzienne. Twoja przeszłość nadal pozostanie tajemnicą i nie staraj się jej na siłę odnajdywać -mimo że gad mówił w nieznajomym mi języku, doskonale go rozumiałam. Dziwne…
- A co z moją rodziną? Czy oni będą szczęśliwi i bezpieczni przy mnie? - zapytałam. Smok zniżył odrobinę łeb.
- Musisz mądrze wybierać; kogo ocalić a kogo zgładzić. Kto ma być przyjacielem a kto wrogiem…
Tyle to i ja wiem…
- Jednak uważaj, ponieważ przeszłość, przed którą chcieli cię uchronić twoi rodzice, może zniszczyć to, co kochasz… - to zdanie zmroziło mi do szpiku kości. Tylko co to oznacza…? Ktoś może zagrażać moim najbliższym. Pytanie tylko, czy to wróg nieznany, czy ktoś, kogo znam? To może być każdy wilk. Myślałam tak intensywnie, że nawet nie zauważyłam, jak smok rozkłada swoje pół przezroczyste skrzydła.
- Już czas…
Wtedy wróciłam do swojego ciała…

•••

Powoli otworzyłam oczy; zauważyłam, że jest bardzo ciemno… Może była noc? Nie jestem pewna. Podniosłam ostrożnie głowę. Miałam wrażenie, że waży tyle, co moje ciało. Zauważyłam, że na czole miałam zimny okład. Tylko dlaczego? Moje oczy powoli przyzwyczaiły się do ciemności, przez co rozróżniałam pojedyncze kształty. Szafka nocna, półki uginające się od książek, błękitny wazon na kwiaty… Czułam też miękką pościel na sobie. Byłam w sypialni. Tylko jak długo spałam? Dzień? Dwa? Miałam jeszcze jedno pytanie, które nie miało odpowiedzi. Miałam wrażenie, że coś mi się śniło.
Tylko co?
Miałam totalną pustkę w głowie. Pamiętam tylko jakieś słowa o mojej przeszłości, która może powrócić czy coś takiego, jednak nie mogłam przypomnieć sobie szczegółów. Martwiło mnie to. San fakt, że nie pamiętam snu oraz mój stan zdrowia. Chciałam wstać, ale coś zauważyłam. Dorosłego wilka zwiniętego w kłębek tuż obok mnie. Zaskoczył mnie też fakt, że Ayoko również spał, usadowiony przy Symonidesie. Dostrzegłam też, że spali bez jakiegoś okrycia, przez co basior lekko drżał, oddając całe ciepło malcowi i chroniąc go przed zimnym wiatrem. Mimo że mamy wiosnę, czasami nocą było naprawdę zimno. Nie chciałam ich budzić, ponieważ tak uroczo wyglądali, więc rozłożyłam skrzydło i nakryła nim Simo, aby w nocy zbytnio nie zmarzł; sama natomiast ponownie zasnęłam, mając nadzieję, że kolejny sen zapamiętam.

Poranny śpiew ptaków delikatnie mnie wybudził ze spokojnego snu. Nie miałam ochoty wstawać z łóżka, przerywając słodkie lenistwo. Po chwili dobiegł do mnie jakieś dźwięki; barwa głosu pasowała do dorosłego basiora, a śmiech przypominał radość małego szczeniaka. Powoli zwlekłam się z łóżka, po czym zaczęłam delikatnie się rozciągać. Czułam, że mam bardzo sztywne mięśnie, co świadczyło o dłuższym braku ruchu, jednak szybko nadrobię straty i wrócę do formy. Teraz czułam się nieco lepiej. Głowa przestała mnie boleć, przez co miałam lepsze samopoczucie. Kiedy skończyłam się przeciągać, ruszyłam w stronę salonu. Po kilku krokach wyjrzałam delikatnie zza rogu. Tam zobaczyłam, jak młody bawi się z Simo; wilk rzucał piłką, a szczeniak ją odbijał i oddawał starszemu. Ucieszył mnie ten widok. W końcu Ayoko może zachowywać się jak prawdziwy szczeniak… Nie chciałam psuć tej zabawy i już chciałam się wycofać, ale AJ mnie zauważył.
- Mamo! - zawołał radośnie i natychmiast do mnie podbiegł. Przytulił się do mojej piersi, a ja go objęłam. Symonides powoli i niespiesznie ruszył w moją stronę, z wyrazem ulgi na pysku. Podszedł do mnie i wtulić się w moje futro; sama podobnie zrobiłam. Jego oczy wyglądały teraz niesamowicie- były przepełnione ulgą i radością, były też figlarne iskierki. Uśmiechnęłam się i pogładziłam go po policzku.
- Martwiłem się o ciebie - powiedział szczerze.
- A czemu? -zapytałam lekko zaniepokojona. - Coś się stało?
- Spałaś prawie pięć dni… Nie wiedziałem, czy w ogóle się wybudzisz… - jego spojrzenie na chwile straciło całą radość. -Ale najważniejsze, że jesteś tu -uśmiechnął się lekko. Już chciałam coś powiedzieć, ale Ayoko zaczął mnie szarpać za futro, dając znać, że chce zwrócić na siebie uwagę.
- Mamo, a kiedy będę miał rodzeństwo? - zapytał, patrząc na mnie swoimi maślanymi oczkami.

Simo? Ayoko jest w gorącej wodzie kąpany xd

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template