Bardzo martwiłam się o ukochanego.
Potrząsnęłam głową. Muszę być skupiona, żeby odnaleźć Księżycowy Lotos. Spojrzałam na otoczenie. Było bardzo ciemno; ledwo mogłam dostrzec sylwetki drzew. Światło księżyca bezskutecznie próbowało się przebić przez liściaste korony drzew. Słyszałam słaby szum wody, więc byłam w pobliżu strumyka; dźwięk był zbyt słaby i subtelny, więc to nie jest rzeka a co najwyżej wartki strumień. Ucieszyło mnie to. Być może tutaj znajdę kwiat… O ile trafię do strumyka. Było zbyt ciemno… Nawet dla mnie, co bardzo mnie zaskoczyło. Zazwyczaj w takich warunkach widzę jak za dnia, ale tym razem było inaczej. Postanowiłam skorzystać z moich magicznych umiejętności. Zamknęłam na chwilę oczy, a po chwili je otworzyłam; wtedy zobaczyłam otoczenie w doskonałym świetle, o ile tak to mogę ująć… Widziałam teraz każdy krzew czy liść z doskonałą precyzją- zasługa uroku Nocnego Łowcy. Jak ja się cieszę, że to nie ja wymyślam te nazwę. Zachichotałam z własnego żartu i ruszyłam w stronę domniemanego strumyka. Po kilku chwilach dotrwałam na miejsce…
...gdzie zauważyłam niewielką postać przy brzegu. Przyczaiłam się zza krzaków, aby sprecyzować, kto tam siedzi. Wilk był niewielki, podejrzewam, że to szczeniak. Miała puszyste futerko na sobie, a postura ciała nie była muskularna, lecz delikatna. Zauważyłam, jak mówi coś do siebie i uderza w taflę wody. Wyczułam jej frustrację. Tylko co robi tutaj sama? Gdzie są jej rodzice? Jeśli są z naszej watahy, zachowali się bardzo nieodpowiedzialnie, pozwalając ich córce samotnie chodzić po watasze, tym bardziej, kiedy smoki tu grasują. A zresztą… Co mnie to obchodzi? Tox ma rację- nie mam prawa mieszać się w sprawy innych; ale jeśli przyjdą do mnie po pomoc, przemówię im chyba do rozumu… Odwróciłam się, ale wtedy jakaś gałąź zahaczyła o moją nogę, przez co nastąpił szelest liści. Szczeniak natychmiast się odwrócił i lustrował otoczenie swoimi wystraszonymi oczami.
- K-k-kto tu jest…? - zapytał piskliwym głosikiem. Spojrzałam na malca. To była kilkumiesięczna waderka, mniej więcej w wieku młodego. Zauważyłam coś w jej oczach. Strach; ale nie taki zwyczajny…
Wiedziała, że nikt jej nie obroni. Ani matka, ani ojciec.
Nie chciałam, aby mała zeszła na moich oczach z powodu panicznego strachu więc powolnym krokiem wyszłam z ukrycia. Waderka obserwowała mnie uważnie, gotowa do ucieczki, jeśli uzna mnie za wroga. Przyglądała mi się uważnie. Była cała roztrzęsiona i wystraszona.
-Nic Ci nie zrobię… -powiedziałam, aby nieco ją uspokoić, ale mała zaczęła powoli się cofać… Na jej nieszczęście, kamienie były dosyć śliskie, przez co wpadła do wody. Natychmiast podbiegłam do brzegu, po czym zaczęłam szukać małej. Strumień dla mnie nie był głęboki, ale dla niej wystarczająco, aby móc się utopić. W końcu znalazłam ją, jak próbowała wypłynąć na powierzchnię. Zanurzyłam pysk w zimnej wodzie i chwyciłam szczeniaka za kark, po czym szybko ją wyciągnęłam z wody. Mała zaczęła kaszleć, lecz po chwili jej przeszło. Mimo to trzęsła się z zimna. Nie dziwię się. Ja jestem dorosła i mam zdecydowanie grubszą sierść od małego wilczka, który siedzi przede mną i wpatruję się we mnie.
- W porządku? - zapytałam najpierw. Muszę upewnić się, że nic poważniejszego się nie stało. Mała kiwnęła delikatnie główką, bojąc się wykonać gwałtowniejszy ruch.
- Jak masz na imię?
- Li… Lilith… - wyszeptała niemalże. Ja jednak zdołałam usłyszeć jej imię.
- Masz śliczne imię… Wiesz, gdzie mogą być twoi rodzice? - spytałam delikatnie. Lilith odwróciła wzrok. Oho… Czyli jednak.
- Jesteś tu sama, prawda?
Mała kiwnęła głową. Zauważyłam maleńką łzę na jej prawym policzku. Zrobiło mi się jej trochę szkoda… Nagle coś zauważyłam. Światło Księżyca zaczęło powoli oświetlać teren. Promienie srebrnego światła powoli pochłaniały ciemność, sprawiając, że widoczność znacznie się poprawiła. Niespodziewanie coś zauważyłam. Kawałek dalej było kilka roślin wodnych, a wśród nich niewielu, jasnobłękitno-srebrzysty kwiat o subtelnych płatkach. Spoczywał on na niedużym liściu o barwie delikatnie zbliżonej pod morski turkus.
Księżycowy Lotos.
Pod wpływem lunarnego blasku roślina zakwitła. Wcześniej mogłabym ją przeoczyć, gdyż ten kwiat przypomina najzwyklejszy grzybień biały. Dopiero po rozwinięciu płatków jestem w stanie określić gatunek rośliny. Waderka przyglądała się temu z wielkim podziwem. Nie powiem, na mnie też zrobiło to duże wrażenie. Cóż, efekt bajerancki, ale mam zadanie. Zmrużyłam delikatnie oczy i skoncentrowałam spojrzenie na kwiecie. W mojej głowie pojawiły się liczne wzory, które kontrolowały przebieg zaklęcia. Po kilku sekundach zaczęła unosić się pojedyncza kropla wody, potem kolejna… W końcu zaczęłam powoli wyciągać lotos ze strumyka, zamykając go w specjalnej bańce z wodą. Bańka powoli przyleciała do mnie i ukazała schowaną wewnątrz wodną roślinę.
Z bliska robi jeszcze lepsze wrażenie…
Lilith stała, wpatrzona we mnie z mieszaniną zachwytu i strachu. Dostrzegłam, że z każdą minutą dygota coraz mocniej. Musiało być jej strasznie zimno…
- Lilith, jest ci zimno? - spytałam cicho. Mała przytaknęła, po czym kichnęła. Niedobrze… Najlepiej, żeby ktoś miał ją na oku; dobrze by było, aby był to medyk…
- Hej, może pójdziesz ze mną? Jestem medykiem, więc zajmę się tobą. Nie chcę, żebyś sama wracała, tym bardziej, kiedy jesteś przemoczona do suchej nitki… -zaproponowałam - To jak?
Lilith? Miałam jeszcze zrobić art pod to opko, ale cóż... :v