Żuczek w odpowiedzi zabzyczał skrzydełkami i wzbił się w powietrze, powolnym tempem odlatując w głąb jaskini.
– Poczekaj, żuczku, nie uciekaj!
Ruszyłam w pościg za chrabąszczem, który w dalszym ciągu leciał w stronę niewielkiego źródełka, z którego miałam w zwyczaju pozyskiwać kąpiel z bąbelkami. Żyjątko przyspieszyło, a ja wraz z nim. Obleciało mnie kilka razy, a ja wodząc za nim wzrokiem, straciłam orientację i przewróciłam się na twarde, skalne podłoże. Ze splątanymi, tylnymi łapami, mruknęłam cicho, a robak usiadł na moim fioletowym nosie.
– I co się gapisz? To twoja wina!
Żuczek zabzyczał, co zabrzmiało, jakby się roześmiał i złożył skrzydełka, rozpoczynając tym samym wędrówkę po moim wilgotnym nosie. Swoimi tycimi odnóżami łaskotał mnie po wierzchu nosa, co powoli doprowadzało mnie do kichnięcia. Jak przewidziałam, tak się stało. Nabrałam gwałtownie powietrza, by po chwili z głośnym „apsik” wypuścić je wraz z wilgocią z nosa, a żuczka skazać na odwrót. Poleciał w stronę wyjścia z groty, a ja prędko wstałam i popędziłam za nim. Pędziłam przez centrum watahy, taranując przy tym przechodnie wilki, w pogoni za intrygującym owadem.
– Przepraszam! – rzuciłam jedne, wspólne przeprosiny, choć zapewne mało kogo one interesowały.
Pędziłam za robaczkiem, aż do momentu, w którym przestałam czuć jakikolwiek grunt pod łapami. Przestraszyłam się i spojrzałam w dół. Spadałam, spadałam z klifu do wody, do morza, do... Do... Ojej, nie wiem, do jakiejś rzeki! Spróbowałam wyczarować wokół siebie pole siłowe, ale pomyślałam, że to nie miałoby sensu, skoro bariera działa tylko na lądzie. Jednak nie wszystko było stracone — przecież potrafiłam pływać! Kiedy z głośnym pluskiem wpadłam do wody, minęło kilka sekund, zanim zdążyłam się wynurzyć na powierzchnię; wraz ze spadkiem z dużej wysokości, równie głęboko wpadłam, a nurt, jaki rozpoczynał się w miejscu, gdzie spadłam, był o wiele silniejszy. Zaczęłam przebierać łapkami, ale czułam, że rzeka wraz z resztą wody spływała do miejsca, po którym nie było nic. Wtedy zdałam sobie sprawę, że płynę prosto na urwisko, do wodospadu! Najgorsze było to, że nie wiedziałam, czy wodospad faktycznie był ogromny, czy były to pojedyncze, zmniejszające się wybrzuszenia skalne. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie wpadłam do Rzeki Valar...
– Halo?! Proszę, niech mi ktoś pomoże! – skomlałam, błagając, by bogowie zlitowali się nade mną. – Błagam!
Machając łapami we wszystkie strony, nie miałam żadnych szans; chaotyczne ruchy w niczym nie pomagały, a tylko zwiększały moją prędkość w wodzie. Bałam się, że nie zobaczę więcej sióstr. „Shams, uspokój się, nie bałaś się starcia z monstrum, a wody się boisz!” — zbeształam się w myślach, ale strach przejmował kontrolę nad moim ciałem. Czując, jak woda wlewa mi się do pyszczka, poczułam szarpnięcie. „Uratowana!” — cieszyłam się, jednak w mig uśmiech zszedł mi z pyska. Jak ktoś mógłby mnie uratować, ciągnąc za łapkę z od spodu? Rozszerzyłam w przerażeniu oczy, zdając sobie sprawę, że ugrzęzłam w mule. Słyszałam wiele opowieści na temat Rzeki Valar, ale nie sądziłam, że może być to prawdą.
– Ratunku, pomocy! – krzyczałam, modląc się do bóstw o to, aby ktoś przybył mi z pomocą.
Kiedy poczułam, jak muł pode mną się zapada, w gąszczu ujrzałam wilka o białym futerku, zbierającego pędy kwiatów z krzewów. Moja nadzieja powróciła, a ja ponownie zaczęłam krzyczeć i drzeć się wniebogłosy, unosząc mocno pyszczek do góry, aby się nie udławić wodą, która pomału sięgała mi już do oczu. Na szczęście wilk usłyszał moje wołania o pomoc i ze zdziwieniem patrzył na mnie. Po chwili, bez wahania rzucił kosz z pędami i innymi ziołami, wpadając z głośnym pluskem do wody.
Alvarian? Wiem, mogło być lepiej, miało być wcześniej, wybacz.. :c