- Człowiek szuka oddziału, a tu się taki gniot napatoczy, co nie odróżnia mnie od smoka! - Odeszłam dalej z obrażoną miną. Wadera wpatrywała się w mnie dziwnie.
- Zgubiłaś swój oddział?
- Nie, świętego Mikołaja. Oddział. Szósty. - parsknęłam i przyspieszyłam kroku.
- Jak?
- No właśnie - zaczęłam aroganckim tonem - nie wiem, jakim cudem całkiem spory oddział zniknął z cholernej bazy! Poleciłam im wyraźnie i jasno - mieli zostać w miejscu, wracam z zebrania przywódców - wszyscy znikli. Rozpłynęli się w powietrzu, trafił ich szlag?! Nie wiem, cholera! Szukam ich od dwóch godzin, a tutaj jakieś nieogarnięte słonko wpada i mnie atakuje! Ty wiesz, jak to jest zgubić dwudziestoosobowy oddział?! - ryknęłam wściekle, drepcząc w miejscu. Pani Słoneczko stała, cierpliwie słuchając wszystkiego.
- Yy.. - przerwała monolog - ale jak to się w ogóle stało?
*kilka godzin wcześniej*
- I nie ruszajcie mi się tu. Jak poleziecie w jakieś inne miejsce, będziecie wstawać dwie godziny wcześniej. Cały miesiąc - ziewnęłam apatycznie, po raz kolejny upominając oddział. Nadal nie miałam pojęcia, po kiego licha na przywódczynię wybrano mnie, ale to nie był czas na rozmowy. Należało się spieszyć. Zebranie przywódców było lada chwila. Jeszcze raz upomniałam Zero (uczucie, gdy samiec Alfa słucha się ciebie i tylko ciebie - niezapomniane) i podążyłam szybko.
Zebranie minęło bez dalszych niedogodności. Droga powrotna również. Większą niespodzianką okazało się..
- Jak to pustka? - zapytałam siebie samą. Tymczasowa kwatera była pootwierana na wszystkie spusty. Ziemia była zdeptana przez wilcze łapy. Rzeczy porozrzucane. Wszystko wskazywało na to, ze uciekli. Tylko przed czym?
- Co tu się właściwie stało?
*teraz*
- Powiedzmy, że poleciałam na zebranie, a gdy wróciłam, cały oddział znikł. Rozpłynął się w powietrzu, dopadła ich Wróżka Zębuszka - tego nie wiem i próbuję zgadnąć. A teraz dziękuję, miłego dnia. - Zanim zdezorientowana wadera zdążyła się odezwać, byłam już daleko.
*pózniej*
Dreptałam zaciekle wzdłuż tropu jednego wilka z oddziału. Chyba. Równie dobrze mógł to być zupełnie inny wilk, który nic nie wiedział.
Zatrzymałam się nagle, tkwiąc w miejscu. Trop urwał się. Tuż pod skrajem polany. W powietrzu niemal wyczuwało się grozę.
- Taak, boję się - parsknęłam i ruszyłam naprzód. Wyszłam z cienia na łączkę
W przeciągu kilku milisekund wydarzyły się dwie rzeczy. Pierwsza - znajomy żółty błysk mignął koło mnie. Pani Słoneczko. Skąd się tu wzięła?
Druga. Ogromny smok, złożony z kości i jakiejś galaretki, wylazł z cienia i najwyraźniej chciał zrobić z mnie burrito. Wspaniale. Ryknął głośno, opluwając mnie przy okazji swoją śliną. Jeszcze lepiej. Wyśmienicie. Zapanowała chwilowa cisza.
- O cholera.
Sunset? Co się stanie? Możesz uszkodzić Rainbow, spokojnie xd
<punkty zostaną wpisane po zakończeniu questu>