Ósmego dnia obudziwszy się przed wschodem słońca wybrałem się na spacer do lasu nad wodopój. W borze tym rosły piękne drzewa stare dęby, białe brzozy i wysokie stojące na baczność sosny. Słychać było godowe trele słowików czy też chrumkanie dzików zza krzaka szukających pożywienia. Dochodząc do strumienia schyliłem się i nawodniłem się dostatecznie.
Po chwili pomyślałem sobie, że dobre wrażenie wywrę na watasze przynosząc coś do jedzenia. W pierwszym momencie wpadł mi do głowy jeleń, nie jest to łatwy łup lecz na pewno lżejszy niż niedźwiedź. Odszedłem kilka metrów od wody i zacząłem węszyć. W wiosnę koło strumienia łatwo jest wytropić dużych roślinożerców. Po niecałych 30 minutkach wpadłem na trop i ruszyłem w jego kierunku. Ku moim oczom ukazał się samotny byk był on pewnie jednym z silniejszych jeleni tego lasu, łatwo było to poznać po jego imponujących porożach. Oceniwszy moje szanse na udany połów zakradłem się do niego od tyłu. Zbliżywszy się na odległość 10 metrów skoczyłem na jego plecy i zaczęła się walka. Jego o życie a moja o jedzenie. Brykał on niemiłosiernie, nie byłem w stanie dotrzeć do jego szyi aby przegryźć tętnice. Niespodziewani gdy myślałem, że już mnie zżuci i ucieknie jakiś wilk zaatakował go od przodu.
Ktoś był by tak miły by przejąć?