- A gdzie idziesz? - pytanie wyrwało mnie ze stanu zamyślenia. Odwróciłam pysk w stronę jaskini, w której jeszcze znajdował się Neron. Ujrzałam zza rogu jego czerwoną chustkę, wraz z szarą grzywką. Szczerze, miałam ochotę podreptać gdzieś z dala od wilków. Przynajmniej tych gadatliwych. Bez dłuższego namysłu rzuciłam się pędem przed siebie. Od razu ruszyłam szybko. Nawet nie miałam się kiedy rozpędzić. Moje błękitne oczy szybko orientowały się, czy na mojej drodze nie stoi drzewo, głaz, lub cokolwiek innego w co mogłabym wleźć.
- Gdzie lecisz!? - usłyszałam znajomy głos daleko za mną. Następnie poczułam, iż ten głos podążał za śladami moich łap. Spięłam się, i przyśpieszyłam zwinnie wymijając rozmaite przeszkody.
- Poczekaj! - był coraz bliżej. Nie wiem, co mnie przy kusiło, aby uciekać… NIE. Nie uciekać. To złe słowo. Wolę raczej… Nie wiem w sumie jak to nazwać… Mniejsza z tym. Biegłam dalej, równo, rytmicznie. Nie przyspieszałam, ani też nie zwalniałam. Po prostu łapy same pędziły, bez niczyjej kontroli. Nawet mojej. Za każdym razem, gdy kończyna dotykała ziemi, pazury kurczowo wbijały się w nią. Swobodnie gnając przez las czułam pewnego rodzaju harmonię. Deszcz, stukał równo. Wiatr cicho szumiał. A me łapy podtrzymując wszystko wygrywały melodię. Uśmiechnęłam się sama do siebie. To wszystko było przyjemne. Słuchałam, słuchałam i… się na słuchałam. Do mojego tria nagle dołączył czwarty głos. Zaburzył wszystko. Nie trzymał się rytmu. To przyśpieszył, to zwolnił. Oczywiście był to basior, Neron. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo mnie wkurzył, tylko za mną biegnąc. Wtem w niewyobrażalnie szybkim tempie biegu, chciałam się zatrzymać. Nie zwolniłam, lecz po prostu stanęłam. Nie poszło to jednak po mej myśli. Owszem, stanęłam, lecz przed tym wbiłam pazury i kurczowo przytrzymałam się podłoża, w skutek czego, poduszki zdzierałam szorując po kamienistym podłożu. Spod pazurów wypłynęła czerwona ciecz. Spojrzałam na to niewzruszona.
- Wszystko ok? - usłyszałam. Szybkim ruchem rzuciłam się na basiora, przygniatając jego łopatki do ziemi.
- Nie, nie jest ok! - wydyszałam. Krew spływała na ciało Nerona.
Neron?