27 marca 2018

Od Inanis - Oddział II #2

Wraz z Nicylem i Neronem walczyliśmy przeciwko smokom ognia. Gorące płomienie były wszędzie. Niektóre drzewa znikały z powierzchni ziemi, zamiast nich unosił się pył. Zmęczona biegałam wokół intruzów i z resztek sił próbowałam zrobić cokolwiek. Pot spływał po mnie. Nicyl krzyczał, żebym się wycofała, ale uznałam, że nie mogę tego zrobić. Nathing liczyła na nas gdy walczyła z resztą z innymi smokami. Nie mogłam tak po prostu się poddać i odejść. Nagle rozpędzona wywaliłam się i turlałam się po ziemi w stronę kamieni, aż w końcu na zaspie spadałam w dół i uderzyłam w nie.
- Zamyśliłam się? Muszę im pomóc. Teraz! - Próbowałam wstać. Widziałam zamazany obraz. Czułam ogromny ból. Mój ogon palił się. Płonął. Sporo krwi znajdowało się na mojej sierści.
- Inanis! - Usłyszałam krzyk. Moi towarzysze jakby nagle dostali zastrzyk energii. Walczyli, aż do momentu, gdy smoki zaczęły się wycofywać. Nie wiadomo z jakiego powodu, ale to wydawało się dziwne. Jasna strona Nicyl'a biegła w moją stronę i skoczyła z zaspy prosto do mnie. Neron obserwował odlatujące jaszczurki.
- Chciałaś się zabić czy co to miało być! - Krzyczał zdenerwowany Nicyl.
- To że dowodzisz to nie znaczy, że masz wszystko robić sama! - Mówił gasząc płomień na moim ogonie.
- Nie jest dobrze. Szybko Neron, musimy ją zabrać do ukrytej bazy wśród liści.
- Zrozumiałeeem - Wilki podniosły mnie po czym ostrożnie zanieśli w bezpieczne miejsce. Na miejscu powoli zaczęli opatrywać moje rany. Każdy bandaż, nie wiedzieć dlaczego, dopasowywali ze starannością. Nie bolało. Nagle zrobiło się ciemniej. Jakieś stworzenie przecięło niebo i sprowadziło cień na nasze głowy.
- Sprawdzicie to? Zaraz do was dołączę - Moi towarzysze wybiegli szybko z krzaków. Ja opatrywałam swój ogon. On bolał mnie najbardziej. Lekko czerwona plamka krwi ukazała się na białym jak śnieg tworzywie. Przesiąkała, aż w końcu była krwistoczerwonego koloru. Zanim zdążyłam wstać oni wrócili.
- To smok. I...
- No słucham - Z ciekawością słuchałam. Zresztą musieliśmy szybko działać.
- Nie znamy tej rasy... Jest zupełnie inna. - Zdziwiłam się. Wyszłam z zarośli i zauważyłam krążącą nad nami istotę. Ogromny czarny smok z żółtymi pazurami nie tylko od łap, ale i od skrzydeł postanowił wylądować. Łuski na jego skórze przesiąkała żółta maź. Takiego samego były święcące oczy bez kłębki duszy. Miał długi pysk z również żółtymi zębami, które miały różne kształty i były dość spore. Miał długą szyję lecz 2 krótkie nogi, a poza tym - skrzydła z pazurami na końcówkach.
- Co to do cholery jest? - Spytał mnie cicho Neron.
- Sama nie wiem uwierz mi. - Wielkie bydle patrzyło na nas. Bałam się wykonać najmniejszy ruch. Nie wiadomo do czego była zdolna bestia. Ale w końcu trzeba było coś zrobić. Ruszyłam się krok do przodu. Smok zionął złotem, a ja oberwałam mocno. Przez chwilę tak jakbym nic nie widziała. Ale trwało to tylko chwilę. Rzuciliśmy się na smoka. Bestia rzucała się na boki i głośno ryczała. Nawet mimo to nie miała, ani małej ranki. Tak jakbyśmy nic nie robili. Ani chwili wytchnienia. Cały czas powtarzaliśmy ataki i robiliśmy wszystko co w naszej mocy. Kręcąc się wokół gada. Ten postanowił się odwrócić do nas plecami. Wykonał zamach jego długim kolczastym ogonem w kolorze złotym i uderzył mnie w brzuch. Poleciałam prosto na skały. Poczułam smak krwi. Było jej coraz więcej i więcej, aż w końcu postanowiła wypłynąć. Czas jakby zwolnił, ale wreszcie uderzyłam w skały i wszystko wróciło do normy.
- Co to było?
- Inanis, wszystko okey?
- Tak, tak. - Wstałam i spróbowałam wbiec po ogonie i zaatakować w czuły punkt smoków QAN, ale niestety to nie zadziałało. Zamiast tego z jego głowy wyłoniły się rogi i poleciałam w górę następnie upadając na kochaną, twardą ziemię.
- Trzeba spróbować wszystkiego! - Zaczęliśmy próbować wszystkiego, ale nie działało nic. Byliśmy już naprawdę zmęczeni, bo minęło parę dobrych godzin. Nagle Nathing z resztą oddziału przybiegła do nas jako wsparcie.
- Co to ulicha za smok? - Spytała mnie, a ja podbiegłam do niej i wszystko opowiedziałam, oczywiście w skróconej wersji. Nie wiedziałam co robić. Smok był niczym z żelaza, albo czegoś bardziej twardego. Woda również na niego nie działała.
Po pewnym czasie i po próbach unicestwienia intruza, nagle zaczął powolnymi, ale nie leniwymi krokami. Był tak jakby ostrożny i zmęczony walką. Zaczął padać deszcz, ale nie sądzę, żeby właśnie to było przyczyną powodu wycofania się gada. Nikt za nim nie gonił. Byliśmy zmęczeni i odnieśliśmy sporo ran. *Czy da w ogóle się coś z tym smokiem zrobić?* Zadawałam sobie te pytanie przez całą noc. Ciemną, bezgwiezdną noc... Wtuliłam się w moje lekko zabarwione czerwoną jak kwiat róży krwią futro po czym zamyślona wreszcie zasnęłam. Rano zobaczyłam wpatrzoną we mnie parę oczu.
- Wow co tak nagle? Wystraszyłeś mnie... - Zobaczyłam wilka z czerwonym uśmiechem na futrze. To był Nicyl.
- Smok wrócił... Nie chce być chamski, ale my walczymy, a ty śpisz... - Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
- Oh wybacz nie mam czegoś takiego jak budzik... - Popatrzył na mnie po czym odwrócił się i zaczął biec, a ja zaraz za nim.
- Słuchaj dużo nad tym myślałam... Można by było spróbować go tak jakby skruszyć. - Basior zatrzymał się i popatrzył na mnie z zainteresowaniem.
- Skruszyć?
- Jest podobny tak jakby do kamienia. Twardy i tak dalej... - Kontynuowałam.
- Myślisz, że to zadziała?
- Zawsze można spróbować. Z tego co widzę to pomysły się skończyły prawda?
- Ale teraz musimy czekać na jasną formę.- Skinęłam głową co miało oznaczać odpowiedź twierdzącą. - Albo poprosić skrzydlaty oddział V o pomoc - Nicyl zmienił kierunek ruchu. Ewidentnie poszedł prosić o pomoc oddział V. Ja w tym czasie poszłam zaprezentować plan reszcie z oddziału II. W czasie gdy nie było jeszcze pomocy musieliśmy zająć się smokiem. Było dość słonecznie i nie było w ogóle wiatru, a intruz był pełen energii. Po czasie oddział V wreszcie do nas dołączył.
- Co mamy robić?- Spytała Ariene.
- Spróbujcie skrzydłami wytworzyć wiatr. Podejrzewam, że ten gad może mieć wiele wspólnego z kamieniem. Wiem, że będzie ciężko, ale trzeba spróbować.- Po czasie smok zaczął panikować. Cofał się i jego łuski zaczęły się kruszyć.
- Działa! - Krzyknął Neron. W końcu smok spróbował wzlecieć. Miał on o dziwo skrzydła. Ale nie udało mu się to. Były one strasznie okurzone tak jakby nie używał ich od lat. Nawet one się kruszyły. Gdy ten próbował się wznieść nie zauważył coś na styl klifu. Oddział drugi zaczął próbować go spychać i w końcu się udało. Ryk, tyle po nim zostało. Podziękowałam Ariene oraz całej jej drużynie za pomoc. Przydała się ona. Nie zobaczyłam więcej takiego smoka. Może była to jedno razowa, wyjątkowa Hybryda? Nie wiem...

<1103 słów - 30 pkt.>

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template