*Ciemna Forma*
Nathing poinformowała nas o tym, że Miejsce Kultu zostało zaatakowane przez smoki. Zrozumiałe było, że mamy tam natychmiast ruszyć. Wszyscy się zebrali i pełni gotowości ruszyliśmy. W pierwszym momencie byłem zdziwiony, bo było bardzo cicho. Żadnej oznaki życia. Tylko wrota co jakiś czas skrzypiały, a poza tym nic. Totalna cisza. Nie tylko ja się zastanawiałem dlaczego nie ma smoków. Resztę również.- Co się dzieję? Czyżby "alarm" był fałszywy? - Zapytałem ze zdziwieniem. W końcu miało tu być pełno smoków. Od kogo w ogóle była ta wiadomość?
- Wydaje mi się, że nie. Mam złe przeczucia. Lepiej będzie jak przeszukamy teren. - Nathing wydawała się być zdenerwowana, ale też nie do końca. Jej mina była również trochę wystraszona. Chociaż i tak mimo to zachowywała swoja "żelazna minę".
- No to zaczynamy. - Wypowiedział się wilk stojące gdzieś w gromadzie. Zaczęliśmy uważnie, ale ostrożnie penetrować wzrokiem Kult. Po przeszłej godzinie wszyscy uznali, że tu po prostu nic nie ma.
- W takim razie wracamy. Nie widzę sensu marnowania czasu na pobyt tu skoro i tak raczej nic nie znajdziemy.
- Ale przecież nie wszystko przeszukane... - Nathing widocznie zmarszczyła czoło i popatrzyła na mnie.
- Ale większość tak. Smoki nie są miniaturowych wielkości, aby móc, aż tak dobrze się schować. - Nie zważając na słowa Nathing zacząłem wpatrywać się we wszystko głębiej. Po chwili zdołałem zauważyć smukłą sylwetkę. Natychmiastowo podszedłem do przywódcy i wyszeptałem mu, że mamy gościa. Zbliżyłem się i sprawdziłem ostatni ołtarz. Za nim stała dość wysoka wadera. Jej niebieskie oczy spoglądały na mnie jak na jakiegoś dziwaka. Futro było brązowe, a na końcu ogona lśniła żółta część włosów układająca się w kształt liścia. Tak również było z jej kolczykiem w uchu. Zapatrzony nie zorientowałem się jak zaczęła uciekać, a moi towarzysze za nią krzycząc, abym się ogarnął i wreszcie ruszył. Po paru sekundach ruszyłem. Wilczyca pędziła prosto na centrum. Co mi się nie podobało. Byłem stosunkowo w tyle, bo bieg to nie moja specjalność. Gdy dotarłem moim oczom ukazała się Diathesis wraz z Kesame, Haxemonem i Kalistą. Intruz leżał na ziemi.
- Dobry wieczór. - Przywitałem się po czym dostrzegłem niepokój Kesame.
- Nie przypominam sobie ciebie. Nie należysz do naszej watahy prawda? - Wilczyca nie odpowiedziała na pytanie Alfy naszej watahy. Zamiast tego z ironią patrzyła na nas wszystkich.
- W zasadzie to mógłbym z nią porozmawiać. - Podszedłem do Kesame i dokończyłem...
- Aby odpowiedziała na twoje pytanie. - Przez całą wojnę widać było, że Kesame się bardzo stresuje. Nie chciałem, aby ta wadera dołożyła jej nerwów.
- No dobrze... Mam nadzieje, że nie jest ona szpiegiem. Jeżeli jakakolwiek wataha planuje w ciężkiej dla nas sytuacji zaatakować to wiedz, że to wasz błąd. - Kesame spojrzała na waderę po czym z resztą poszła w stronę jaskini. Ja pomogłem waderze wstać i poszedłem z nią w przeciwną stronę w miejsce z którego raczej nie da rady uciec. To była taka stara nora do której weszła samica, a ja zaraz za nią.
- Co cię do nas sprowadza? Czyżbyś szpiegowała nas? - Wadera popatrzyła na mnie i gdy już otwierała pysk, zniechęciła się i odwróciła wzrok.
- Chciałbym, abyś jednak odpowiedziała na moje pytanie. Oszczędzisz sobie tylko stresu. - Wadera ponownie na mnie popatrzyła.
- Nie chciałam uciekać, ale się wystraszyłam. Naprawdę nie wiedziałam, że to wasz teren! - Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Sam nie wiedziałem czemu, bo przecież nie miałem zamiaru jej nic zrobić. W zasadzie to nikt jej nic nie zrobił. Poza tym, że Kesame przeleciała ją wzrokiem, co dla mnie jest straszne, nic się nie stało.
- Spokojnie.. Nic się przecież nie dzieje. Kim jesteś? - Zareagowałem.
- Czy to ważne? Pewnie i tak mnie zabijecie czy coś w tym stylu. - Z niedowierzaniem patrzyłem na waderę. Moja wataha nie była tak okrutna. Mimo iż nie jestem w niej niedługo wiem, że reszta ma dobrą duszę.
- Nie. Dlaczego? Nie mamy do tego podstaw. Co innego gdybyś szpiegowała. Z twojej odpowiedzi na moje pytanie wnioskuje, że tego nie robiłaś. Generalnie nie mamy żadnego konfliktu z innymi watahami.
- Ja nie należę do żadnej watahy. Nigdy więcej nie będę. Wolę chodzić swoimi drogami.- Po tych słowach ona posmutniała, a mnie masakrycznie zaczęła boleć głowa. Chwyciłem się za nią mocno.
- Wszystko gra? - Spytała, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Szybko wybiegłem po jakiegoś wilka, aby jej przypilnował.
*Jasna Forma*
Bylem niedaleko od mojego oddziału. Tak jak bym szedł w ich kierunku. Za moimi plecami usłyszałem kroki. Gdy się odwróciłem zauważylem nie znana mi waderę, która szybko przemieszczała się i była coraz dalej.- Hey Nicyl! - Krzyknął Neron.
- Coś mi się wydaje, ze ciemna strona miała pilnować naszego "szpiega". To rześ se wybrał moment na zmianę.- I zachichotał pod nosem.
- Wiesz ze ja nad tym nie panuje. Pojmujesz jakie takie życie jest ciężkie? Żadna wadera cie nie polubi. - Chociaż podoba mi się taka jedna to i tak nie mam szans. Przez ciemna stronę..
- Wspaniała...
- Mówiłeś coś? - Wilk popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Nie, nie wszystko gra.
- Ci w głowie same wadery... Haha! Dobra chodźmy, bo my tu śmiechy, a reszta walczy ze smokami.- Po walce z wrogami czułem się zmęczony. Bylem trochę ranny, ale nie przeszkadzało mi to. Zaczęła mnie boleć głowa. Podeszła do mnie Nathing i przeleciała mnie wzrokiem. Widać było, że oczekiwała na ciemna formę...
*Ciemna Forma*
Gdy się obudziłem, ewidentnie byłem w innym miejscu. Nathing patrzyła na mnie, a ja wraz z nią w jednym momencie spytałem:- Gdzie jest wadera?
- Nie wiem. Nie byłem sobą. Wiem tylko, że nie należy ona do żadnej watahy. Poza tym biegłem po kogoś, ale chyba nie zdążyłem... - Wilczyca patrzyła mi w oczy.
- Trzeba ją znaleźć. Nie mamy pewności czy kłamała, ale mam wrażenie, że wie coś więcej.
- To będzie ciężkie. Ona jest szybka, może być już daleko, a my mamy wojnę na głowie. W każdym momencie mogą przybyć smoki. Nie możemy zamartwiać się waderą... - Nathing odwróciła wzrok i popatrzyła w niebo.
- Wiem, że zawiodłem.. W pewnym sensie... Ale przecież nie zaszkodzi nam ona bardziej prawda?
- Wiesz o niej cokolwiek?
- Mówiła, że nie wiedziała, że to nasz teren po czym zaczęła przepraszać i płakać. Powiedziała też, że nie należy do żadnej watahy i że nigdy więcej nie chce należeć.- Odpowiedziałem i wpatrywałem się w Nathing, mimo iż myślami byłem daleko stąd. Myślałem właśnie o niej.
- Możemy wywnioskować, że była kiedyś w jakiejś watasze. Powiedziała jak się nazywa? - Po chwili rozmyśleń odpowiedziałem.
- Niestety nie. Nie zdążyłem jej o to zapytać. - Moja przywódczyni wstała i rozglądała się jeszcze przez chwile po czym powiedziała, że mam wracać do swoich obowiązków. Wstała i poszła w kierunku centrum. Oczywiście w głębi chciałem odnaleźć waderę, ale obecna pozycja watahy mi na to nie pozwalała. W zasadzie to nie jestem otwarty na nowe znajomości, ale nie wiem dlaczego, miałem ochotę z nią rozmawiać. I nie tak krótko, ale trochę dłużej. Można powiedzieć, że ta istotka mnie zwiodła, ale to tylko to, że zaczęła płakać. Wtedy zrobiło mi się jej szkoda. Wstałem i ruszyłem w stronę towarzyszy. Trzeba było wspomóc resztę oddziałów walczących. Trzeba było zapomnieć o tej waderze...wracać do swoich obowiązków. Wstał i poszedł w kierunku centrum. Oczywiście w głębi chciałem odnaleźć waderę, ale obecna pozycja watahy mi na to nie pozwalała. W zasadzie to nie jestem otwarty na nowe znajomości, ale nie wiem dlaczego, miałem ochotę z nią rozmawiać. I nie tak krótko, ale trochę dłużej. Można powiedzieć, że ta istotka mnie zwiodła, ale to tylko to, że zaczęła płakać. Wtedy zrobiło mi się jej szkoda. Wstałem i ruszyłem w stronę towarzyszy. Trzeba było wspomóc resztę oddziałów walczących i dodatkowo zapomnieć o tej waderze... Teoretycznie nie była ona dla nas ani wrogiem, ani przyjacielem.
*Jeżeli źle ujęłam charakter, bądź zachowanie jakiegoś wilka proszę o wybaczenie!*
<1296 słów - 35 pkt.>