Resztę energii zostawię na sam koniec...
Kiedy byłyśmy już kilkadziesiąt metrów od celu, przyśpieszyłam. Biegłyśmy z górki, więc wystarczyło odbijać się tylnymi łapami. Mój oddech stał się szybki i płytki. Nie męczył mnie bieg, przynajmniej na razie.
Już prawie meta, przyśpieszam, spinam mięśnie do skoku...
I wtedy...
BĘC!
Moja łapa zahacza o mały kamyk, a ja z hukiem ląduję na ziemi, pociągając za sobą Serafinę.
Zaczynamy się toczyć; lecimy w dół jak dwie strzały.
Tyle, że bezradne, żałosne i przerażone strzały.
W końcu, bezpiecznie, wylądowałyśmy na płaskiej polanie. Wstałam i otrzepałam swoje futro z kurzu. Przeciągnęłam się, dochodząc do wniosku, że jednak nic mi nie jest.
No, może tylko wszystko mnie boli.
Spojrzałam na swoją siostrę. Uniosłam brew do góry.
- Żyjesz? - zapytałam
Ta jedynie spiorunowała mnie wzrokiem i bąknęła coś pod nosem.
- No co, obrażona? - zaśmiałam się
Serafina?