Wyczuwam od niej potężną magię; braciszek mnie tego nauczył.
Coś jest nie tak...
Tylko co?
"Nie czas teraz na to!" - skarciłem się w myślach - "Muszę ją znaleźć!"
A przez to wszystko pogubiłem się w liczeniu!
Zmarszczyłem brwi i mocniej zacisnąłem oczy.
- Dziesięć... Dziewięć... [...] Dwa... Jeden! - wykrzyknąłem.
Wyskoczyłem zza pnia drzewa i zacząłem się rozglądać. Przyłożyłem nos do ziemi i zacząłem węszyć, ale nic mi to nie dało. Szukałem jej bardzo długo, ale nie mogłem znaleźć.
- Cheroke! - zawołałem, zrezygnowany - Poddaję się!
Odpowiedziała mi głucha cisza. Usiadłem i czekałem, ale nic się nie działo.
- Cheroke! Chodź już! - zawołałem jeszcze raz.
Znowu nic. Po chwili usłyszałem krzyk. Zerwałem się na równe łapy.
- Eskandeeer!
To głos Cheroke!
Ruszyłem w stronę, z której dobiegało wołanie.
- Cheroke! Gdzie jesteś?! - zawołałem.
- Pomoooocy!
Przyśpieszyłem. Po chwili zobaczyłem Cheroke, była przywiązana do drzewa. Skulona wyglądała na dwa razy mniejszą niż tak na prawdę jest. Podbiegłem do niej.
- Nic Ci nie jest?! - zapytałem
- Nie, ale... Uważaj! - krzyknęła.
Odwróciłem się. Stało za mną ze sześć wilków. Warczały. Skuliłem uszy. Wstrzymałem oddech.
Po chwili jednak, jak na filmie, coś przysłoniło słońce.
- Braciszek! - zawołałem, kiedy X skoczył pomiędzy nas a obce wilki. Pani Serafina i Pani Taravia zaczęły z nimi walczyć, a braciszek odwiązał Cheroke i złapał mnie za kark, po czym wrzucił mnie na swoje plecy, a Cheroke złapał w zęby. Skinął porozumiewawczo do Pani Taravii. Widziałem tylko, jak Pani Serafina obrzuca braciszka wrogim spojrzeniem i znowu walczy. A braciszek zaczął uciekać.
*Po chwili*
Braciszek wparował do jaskini alf i odłożył nas na stertę liści. Spojrzał na nas troskliwie.
- W porządku? - zapytał.
Skinąłem łebkiem i spojrzałem na zdezorientowaną Cheroke.
Cheroke?