30 stycznia 2017

Od Wuwei' a cd. Cheyenne

-Mógłbyś być cicho?! – warknęła niespodziewanie Cheyenne – próbuję myśleć!
-Doprawdy? A już myślałem, że zapuściłaś korzenie. – odparłem. Cóż mogłem jej ciekawego odpowiedzieć? Nie wiedzieć dlaczego, ale lubiłem te jej miny, gdy się denerwowała. Ba, lubiłem jak się denerwowałam przeze mnie! Może dlatego, że nigdy nie widziałem, jak się denerwuje z innych powodów? Teraz miałem ku temu mała okazję, ale jednak to nie było to o czym myślałem… Spoglądałem na nią cały czas. Zadarła głowę wysoko tak, aż jej oczy spoczęły na rozgałęzieniach olbrzymich dębów. Następnie zaległa głucha cisza. Domyślałem się, że używa jakiejś swojej mocy. Żałowałem, że nie mogę jej jakoś pomóc, ale niby jak? Moimi żywiołami były ogień i powietrze, a z tego wody nie zrobię niestety… W tedy zobaczyłem ciecz, która uformowana zaczęła powoli wędrować wprost nad ciało wilka, którym wilczyca się zajmowała. Domyśliłem się, że to wymaga nie lada koncentracji, dlatego starałem się być cicho. Żeby nie było już czuć tutaj tak krwią poprosiłem cicho wiatr, aby odegnał stąd ten straszny zapach… Tylko tyle mogłem zrobić, niestety. Kiedyś chciałem nauczyć się panowania nad większą ilością mocy, nauczyć się czegoś nowego. Nawet próbowałem, ale… Coś mi to nie wychodziło, niestety. Może gdybym tego nie porzucił, to teraz mógłbym w jakikolwiek sposób pomóc? Nie! Koniec! Co się u diaska ze mną dzieje?! Usłyszałem jej słowa.. Zapewne związane z jej magicznymi zdolnościami, które zaraz później zobaczyłem.
-Aqua Vita – wyszeptała cichutko, jednak tak, że ja ją usłyszałem. Smoki mają dobry słuch, nawet… Nie, koniec myślenia o tym, to stawało się już nienormalne! Dostrzegłem, jak woda spadła na wilka. Spojrzałem na wilczyce, która ledwo trzymała się na łapach, choć przytomności nie straciła. Przekręciłem oczami.
-Uwielbiasz pomagać, nawet za cenę swojej energii? – zapytałem w końcu, gdy odeszła od wilka. Spiorunowała mnie tylko wzrokiem. No jasne, co ja Kuźwa znowu zrobiłem?!
-Może sam zaczniesz pomagać? – spytała naburmuszona. Była taka ze względu na osłabienie, czy po prostu takie sobie nastawienie obrała na mnie?
-Mam Twoje pozwolenie na podpalenie czegoś, no rozumiem – powiedziałem i zacząłem odchodzić. Już miałem się wrócić, gdy ona podeszła do mnie.
-Lepiej cię pilnować. Nie chcę mieć więcej wilków do opieki – powiedziała. Spojrzałem na nią, a potem rozejrzałem się po wszystkich wilkach. Czyżby to była ta wojna, ta bitwa? Jednak zaraz mnie zostawiła, podbiegając do wilka który ją wołał… Usiadłem i rozglądałem się dookoła. To wszystko było takie okropne, takie… złe. Dlaczego do tego doszło? Czy musieli zmagać się z jakąś ciężką misją? Ktoś ich wystawił? Jakaś wataha zaatakowała? Powinienem był się tego dowiedzieć wcześniej, nim tu przyszedłem, nim to wszystko zobaczyłem. Chciałem bardzo pomóc, ale moje moce… moje moce siały tylko zniszczenie. Jak mogłem pomóc Ognistym tornadem? Ognistym deszczem? Inferno? Empatia pomagała mi w walkach z innymi, więc… Zaraz. A co z moim naszyjnikiem, który przyspieszał moje gojenie? Ale… Cheyenne by mnie zabiła, bo musiałbym przewiecie przez szyję wilka drugą połówkę, użyć Empatii i dźgnąć wilka… niee.. Cheyenne by mnie zabiła, a Alfy by mnie stąd wypędziły. To niestety, ale nie wchodziło w grę. Nie mogłem też ot tak pokazywać jaką moc ma mój talizman… Gdybym musiał, to na pewno bym użył talizmanu, ale teraz… Aż tak bardzo nie był on potrzebny, więc..
-Jestem. – powiedziała jeszcze bardziej wyczerpana wadera. Wkurzyłem się na nią.
-Głupia! – fuknąłem. Ona nie zrozumiała mnie, bo i jak? Sam byłem w tym wypadku głupkiem, jak nie idiotą do kwadratu…
-Radź sobie sam! – fuknęła i poszła do wilków, które wymagały dalszej pomocy. Jednak byłem szybszy i zatrzymałem ją.
-Nie ważne. Zróbmy tak, ja pomogę wilkowi, który według Ciebie najbardziej potrzebuje pomocy, a Ty pójdziesz ze mną – powiedziałem. Idiota! Jakim jestem idiotą do kwadratu! Masakra, po co mi towarzysz niedoli? W dodatku samica, która nie potrafi być mniej chamska do mojej osoby. Spojrzała na mnie badawczym wzrokiem. Czyżby nie wierzyła, że ja mogę komuś pomóc? W sumie… Sam w to nie wierzyłem… Szczerze powiedziawszy, to nie powinienem nic takiego mówić. Jedyne co mogłem zrobić, to użyć amuletu, którego nie powinienem używać… Po drugie, albo po któreś już… Gdzie ja sobie wyobrażałem iść z nią, jak to powiedziałem? To było mega bez sensu. Nigdy się tak nie zachowywałem, to było… Idiotyczne.
-Ty? Pomóc? – spytała w końcu zdziwiona. Zaczęła się śmiać. Spochmurniałem. Podszedłem do pierwszego lepszego wilka, ściągnąłem swój amulet z szyi. Spojrzałem za siebie, na Cheyenne, która z zaciekawieniem spoglądała na mnie. Rozłożyłem skrzydła tak, aby zasłonić to, co właśnie chciałem zrobić. Cieszyłem się, że moje skrzydła były tak duże. Chociaż raz się z tego cieszyłem… Założyłem jedną część na szyję wilka, który leżał i ciężko oddychał. Drugą część zostawiłem u siebie na szyi. Rozejrzałem się dookoła, czy aby nikt na nas nie patrzył…
-Co tam robisz?! – spytała zniecierpliwiona wilczyca, która nie potrafiła nic dostrzec…
-Zaraz… - powiedziałem ze spokojem. Dobra, amulet jest na swoim miejscu. Teraz trzeba było jakoś zranić tego wilka, tylko u licha jak?! Rozejrzałem się i dostrzegłem jakąś gałąź. Wziąłem w łapę i spojrzałem na wilka.
-Sory, ale ona potrzebuje odpoczynku – powiedziałem do niego bardzo, bardzo cicho. Złamałem gałąź i wbiłem ostrą część w wilka. Syknął z bólu, nie miał siły zawyć, czy zrobić czegoś innego… - Poboli, poboli i przestanie, obiecuję. – dodałem. Poczułem u siebie tą samą ranę spływającą krwią. Syknąłem z bólu. Poprosiłem wiatr, aby odepchnął zapach tego ode mnie jak najdalej. Tak, by wilczyca nic nie poczuła… Teraz dopiero poczułem jak to mogło boleć, że mogłem zrobić to w inny sposób. Gdy wyciągnąłem gałąź z wilka, rana u mnie zaczęła się goić. Przez połączenie z amuletem, rany u leżącego wilka również zaczęły się goić. Jednak nie miałem czasu aby czekać, aż jego wszystkie rany się zagoją, było ich zbyt wiele, były zbyt głębokie… Gdy naszła odpowiednia chwila, zdjąłem amulet z szyi wilka. On syknął znowu cicho. Połowa ran zniknęła. Odłożyłem patyki tak, by nikt ich szybko nie odnalazł. Gdy złożyłem skrzydła nigdzie nie dostrzegłem Cheyenne. Rozglądałem się, ale… niestety, na marne. Już miałem odchodzić, gdy wilk mnie złapał. Spojrzałem na tego, którego lekko uleczyłem.
-Dziękuję… - powiedział.
-Nie mów nikomu. – warknąłem i odszedłem stamtąd, szukając wilczycy. Dostrzegłem ją z alfą. Rozmawiały. Chciałem podejść bliżej, ale… Zawróciłem i odszedłem stamtąd. Nie chciałem im przerywać, nie chciałem również przebywać tu ani chwili dłużej. Szedłem cały czas przed siebie, aż nie wskoczył na mnie ktoś. Warknąłem, wstając. Zorientowałem się, że była to biała wilczyca.
-Miałeś mnie gdzieś zaprowadzić, co z naszą umową?! – fuknęła na mnie. Spojrzałem na nią. Znowu źle, znowu coś złego zrobiłem. Co z tego, że pomogłem tamtemu wilkowi, choć nie powinienem używać amuletu? Nie był on w pełni mój. Zawsze mógł mnie nie posłuchać i zabić mnie oraz tamtego wilka…
-Więc chodźmy – odparłem bez entuzjazmu. Szliśmy przed siebie, aż w końcu po mega długiej wędrówce doszliśmy na… polankę, na której się spotkaliśmy. Wilczyca spojrzała na mnie z zaciekawieniem i z lekką irytacją.
-To ma być to miejsce? – spytała z nie małym zdziwieniem.
-Tak. Do odpoczynku w sam raz. – odparłem i położyłem się, zamykając oczy. – Potrafisz czytać w myślach? – zapytałem. Cieszyłem się w duchu, że opanowałem sztukę z zamkniętym umysłem. Kiedyś jeszcze chciałem nauczyć się czytać innym w myślach, ale to było dla mnie bardzo ciężkie do nauki… Tak, próbowałem, niestety, bez skutku… Usłyszałem, jak wilczyca kładzie się na trawie. Uśmiechnąłem się. Pierwszy raz od kilku miesięcy, czy nawet lat, ja się uśmiechnąłem. To było coś, czego nie dokonało żadne inne stworzenie, a tej głupiutkiej wilczycy się udało…

Cheyenne?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template