Przede mną, pośrodku jeziora otoczonego górami wznosiła się wysepka z małą, marmurową kapliczką poświęconą Theris. Nad nią rosła przekrzywiona, duża wierzba płacząca, której gałęzie osłaniały kapliczkę. I wtedy zrozumiałam. Ogarnęło mnie dziwne poczucie spokoju, zrozumienia czegoś, czego do tej pory nie rozumiałam. Lód się załamał, otaczając mnie chłodną wodą. Nie walczyłam z tym, nie starałam się wypłynąć na powierzchnię. Nie mogłam.
W ostatnich chwilach życia zobaczyłam czerwone oczy wpatrujące się w mnie zza tafli zamarzającej wody.
***
Wstałam z posłania energicznie. Serce biło mi gwałtownie, płuca łapały oddech spazmatycznie, jakby nie mogły uwierzyć, że już nie wypełnia ich zimna, lodowata woda.
Kolejna wizja.
Ale jak? Dlaczego? Dlaczego była taka rzeczywista? Czyja to przyszłość? Moja? Kogoś w pobliżu? A może to przeszłość?
Zacisnęłam usta. W mojej głowie pulsowało tylko jedna myśl.
Muszę się z nim zobaczyć.
***
- Niestety, ale nie mogę pokazać Ci twojej matki. Mówiłem to wielokrotnie. - Strażnik Zaświatów westchnął. - Czemu jesteś taka uparta, Diathesis? - Spojrzał na mnie, unosząc się w kręgu przywoływań. Jeden wielki okrąg, a w jego środku trzy mniejsze, splecione ze sobą. Trzy miejsca w Zaświatach.
- Ponieważ chciałabym się jej poradzić. - Jedna brew Strażnika uniosła się w geście zdziwienia. - Od jakiegoś czasu powtarza mi się ta sama wizja. Czuję, że jest ważna, ale nie potrafię jej rozwikłać.
- Może potrafię Ci pomóc? - zaproponował. Popatrzyłam na niego z miną wyrażającą „o co chodzi?”. Ten się uśmiechnął. - Ja nie, ale znam kogoś, kto może.
- Kto to? - spytałam, czując narastającą gulę w gardle.
- A pamiętasz swojego przyjaciela z dzieciństwa?
***
Zapukałam w stare, drewniane drzwi. Przystanęłam nerwowo, nie wiedząc, jak mnie przyjmie. Miał prawo mnie nienawidzić, w końcu zniszczyłam jego watahę.. tak sądziła przynajmniej większość jej byłych członków. Quentin zapewne nie był wyjątkiem - odszedł z watahy na miesiąc przed tym, i to go ocaliło.
Usłyszałam kroki. Drzwi się otworzyły. W progu stanął młody basior, o pół roku starszy niż ja. Jego sierść miała białoniebieski, lodowy odcień, miejscami jaśniejszy. Grzywa miała odcień biały, wchodzący w szarawy.
- Czy zastałam Quentina? - spytałam cicho. Basior zmarszczył brwi.
- Masz go przed sobą. O co chodzi? - spytał. Zaschło mi w gardle. Zmienił się. Wyrósł.
- Ja.. - zająknęłam się. Jego wzrok napotkał moje oczy. Nie musiałam nic więcej mówić. Zrozumiał.
- Dinah? - spytał. Oczy mu błyszczały, jak dawniej, gdy coś nabroił. - Nie wiesz, jak za tobą tęskniłem! - Mimowolnie się uśmiechnęłam. Przypomniało mi się coś..
- Ty gonisz! - wrzasnął niebieski basiorek i rzucił się jak najszybciej. Szaro-czerwona waderka nie pozostała mu dłużna i po chwili para szczeniaków goniła się ze śmiechem po śniegu, z którego gdzieniegdzie wystawały kępki trawy.
Urocza, ulotna chwila.
Ocknęłam się. Siedziałam na sofie w pobliżu basiora, który wpatrywał się we mnie z niepokojem. To jednak nie było wspomnienie. Spróbowałam zdjąć z siebie gruby, wełniany koc.
- Diathesis? - spytał niespokojnie. - Nic ci nie jest? To znowu jakaś wizja.
- No.. - odparłam - to nic takiego. Dostałam wizji naszej przeszłości.
- Aha.
Znowu umilkł. Podtrzymanie rozmowy wymagało ode mnie wysiłku. Przełknęłam ślinę.
- Ale ja nie w tej sprawie..
- O co chodzi? - spojrzał na mnie zza zmarszczonych brwi.
Opisałam mu wszystko. Dokładnie, i szczegółowo. Wysepka, jezioro, kapliczka, lód, i te oczy, które spoglądały na mnie. Wysłuchał całej historii.
- Wiesz, Dinah, to trudna wizja.. Ale jednego jestem pewny. To twoja przyszłość. - Spojrzałam w jego turkusowe oczy, jakbym nie mogła uwierzyć, że mówi prawdę.
- Czyli w najbliższym momencie utonę w jeziorze? - Popatrzył na mnie uspokajająco.
- Nie, Diathesis. Ta wizja może być oddalona o całe lata.
- Bardzo uspokajające - prychnęłam cicho.
*****
Siedziałam na klifie. Kawał skały zawieszony nad przepaścią. Nie wiedziałam czemu, ale lubiłam takie miejsca. Tylko ty, skały i niebo.
Wpatrzyłam się w zachód słońca, purpurowy jak krew, jak te oczy w wizji.
Przestań o tym myśleć - nakazałam sobie mentalnie. Na próżno. - To powtarza się od tygodnia. Jak mam wytrzymać w takiej sytuacji?
Nie wiedziałam. Zwyczajnie nie wiedziałam nic.
Kątem oka zauważyłam wilka.
<Alpin? Sorry za takie posiekanie opowiadania, chciałam przedstawić wszystko bez zbytniego przedłużania. I tak, wiem, zrobił mi się rym>