Wylądowałam powoli. Dopiero teraz, gdy woda podrażniła ranę, poczułam piekący ból na przedniej, lewej łapie. Prawie cała była sparzona od ognia. W jednym miejscu, mniej więcej na środku, sączyła się z niej krew. Zmaterializowałam śnieżnobiały bandaż i zaciskając zęby owinęłam nim krwawiące miejsce. Zdawałoby się, że wszystko było już w porządku. Smoki zniknęły, a wilki spoglądały po sobie, szukając ważnych dla siebie osób. Ja również szukałam. Chastera nigdzie nie było.
W końcu, gdy większość wilków wróciła już do baz lub jaskiń, ujrzałam białe futro basiora, czerwone od krwi i szare od dymu.
~*~*~*~*~
Odwróciłam się w stronę wilka. Dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo mi go brakowało. Nie jako wojownika w nielicznym oddziale, ale jako wilka.
- Powinieneś jeszcze odpoczywać. Nie chciałabym znowu wlec cię do medyków. - odparłam chłodno, odwracając wzrok.
- Ariene... - zaczął.
- Nie rób mi tego więcej! - powiedziałam przez łzy odwracając się w jego stronę - Nie rób.
Objęłam go przednimi łapami. Lewa zabolała mnie, więc odsunęłam ją lekko od sierści Chastera.
Cofnął się kilka kroków i spojrzał na lekko poczerwieniały bandaż na mojej łapie.
- To nic takiego. Już nawet nie boli... - skłamałam.
Chaster?