- Hej! Ty tam! Wszystko w porządku? - usłyszała znajomy głos. Głos jednego ze strażników, który zapewne ją odnalazł i po prostu chciał się upewnić, czy wciąż żyje. Jednak słowa nie były skierowane do niej. Uniosła się na nogach, chodź ból głowy rozsadzał ją od środka. Rozejrzała się i na lewo od niej ujrzała jednego z członków watahy. Krzyczał do jakiegoś innego wilka, otoczonego cienistymi podobiznami wilków. Przeraziło ją to lekko. Było to niecodzienne zachowanie. Oparła się o drzewo i postanowiła obserwować sytuację.
- Co do...Atak na watahę?! - wydarł się przerażony strażnik.
- Nie, zaczekaj. - wykrztusił z siebie grubym, ponurym głosem. - Nie jestem wrogiem, naprawdę.
- Więc skończ się popisywać tymi cieniami, już wszyscy wiemy, że twoim żywiołem jest cień! - palnął basior, a samica widząc że chwyta za pochwę z mieczem przełknęła ślinę wiedząc już, co się szykuje. Oboje byli zdenerwowani. Dało się to od nich wyczuć.
- Przepraszam...Czy zupełnie przypadkiem naruszyłem tereny watahy?
- Masz mnie za głupka?! - krzyknął w jego stronę strażnik nabierając pewności siebie.
- Nie, ja... - zaczął basior, biorąc głęboki wdech. - Nazywam się Vici, jestem wędrowcem, a konkretniej przybłędą, bo nie mogę wrócić do domu. Nie zostałem wygnany, a mój dom jest miejscem, o którym zapewne nikt z was nie słyszał, ale zapewne zechcecie wiedzieć, że pochodzę z Serca Mroku. Serce Mroku to teren pozbawiony oznak egzystencji, łącznie z brakiem czterech podstawowych żywiołów, więc dużym zaskoczeniem nie jest moja niedyspozycja. Jestem wilkiem niemal niewidzącym, niesłyszącym i nieczującym. Potrafię czuć, gdy pozostaję w cieniu, ale czuję tylko to, co zostało owym cieniem objęte. To skomplikowane. Muszę używać do tego pewnej zdolności.
Dla wadery była to wręcz niemożliwa historyjka, jednak basior albo był dobrym kłamcą albo mówił szczerą prawdę. April sama nie wiedziała co się w tej chwili dzieje. Wciąż kryła się w krzakach i to była jedyna rzecz, jaka ją uspokajała.
- Brzmi jak idealna bajka przyłapanego szpiega. Bo nie widzę innego powodu, dla którego ciągle podtrzymujesz swoje cieniste zabawki. - warknął basior i wysunął lekko miecz, wciąż ściskając jego trzon.
- Posłuchaj... nie panuję nad tym, w porządku? Pomoże ci, jeśli powiem, że prześladuje mnie przeszłość? - westchnął. - A może nie, może wcale nie było przeszłości. Nie wiem. Ale, jeżeli tylko zechcesz zabrać mnie do Alphy, opowiem wszystko, co zechcecie wiedzieć. Tak, wiem, Alpha pewnie nie lubi wizyt obłąkańców, ale...
Wadera wiedziała, że basior mógł kłamać. Ale nie wyglądał, jakby to robił.
- Do Alphy? Jesteś nie wiadomo kim, zachowujesz się... co najmniej specyficznie, i oczekujesz, że po prostu odprowadzę cię do Alphy?! - przerwał mu ostro strażnik.
- Nie chcesz popełnić błędu i nie popełnisz go, obiecuję ci. Natomiast błędem jest odmawianie audycji u Alphy. Jeżeli byłbym szpiegiem, doniósłbym swoim, że Alpha najprawdopodobniej jest słaba. Założę się, że nie jest, a ty podejmujesz nadmierne środki ostrożności.
W tym miał świętą rację. Szpiedzy zazwyczaj nie przesiadają na otwartej przestrzeni, i nawet nie podejmują się rozmowy z kimkolwiek. Są najcichszymi wilkami jakie można spotkać, co czyni ich niemalże niezauważalnymi. Miała ochotę się wtrącić, jednak postanowiła chwilę zaczekać.
- Za kogo ty się w tej chwili uważasz? - parsknął strażnik.
- Za siebie. - mruknął, śmiejąc się lekko. - Natomiast nie wiem, za kogo się uważasz ty, bo, wierz mi lub nie, nawet nie wiem, czy jesteś basiorem, czy waderą. Do tego, przyszło ci rozmawiać ze mną w bardzo niefortunnym momencie, kiedy wolałbym zostać sam. Lecz rozumiem, że naruszyłem cudzy teren, stąd pragnę się wytłumaczyć [...] To jak będzie? Porozmawiamy, gdy zapadnie zmrok, zaprowadzisz mnie do Alphy, czy walczymy?
Jeżeli ten wilk naprawdę jest ślepcem, to również i głupcem - skoro jako jedną z trzech propozycji wymienił walkę. - przeszło przez myśl waderze, po czym wreszcie postanowiła wziąć wszystko w swoje łapy. Wyskoczyła zza krzaków stając równo obok strażnika. Zmierzyła go wzrokiem.
- Jakim prawem wytrząsasz się nad słabszym? - warknęła chodź dobrze wiedziała że nieznajomy w cale może się okazać lepszym, lecz jedynie w nocy. - Mam zgłosić mojej ciotce, iż odmawiasz ugoszczenia przybysza? Chyba nie chcesz stracić swojego stanowiska.
Basior zmarszczył czoło, po czym ostatni raz spojrzał na wędrowca.
- Nie ufaj mu, wolałbym nie musieć za kilka minut przychodzić tu po twoje zwłoki. - warknął do niej po czym odwrócił się na pięcie i zniknął. Odwróciła się w stronę czarnego basiora, siedzącego skrzywionego na środku zaśnieżonej polanki. Postanowiła podejść do niego kawałek. Zrobiła jedynie trzy kroki w przód bo uważała, iż jest to najbezpieczniejsza odległość do prowadzenia rozmowy.
- A więc, nazywasz się Vici. Zastanawia mnie, czy mogę zaufać dla tego imienia, czy masz jeszcze jakieś którym posługujesz się gdzieś indziej? - zaczęła.
- Vici. Nie mam więcej imion, możesz być tego pewna. - odezwał się, już mniej spięty niż przy spotkaniu ze strażnikiem chodź wciąż otaczały go cienie.
- Wiedz iż w zupełności ci wierzę, że nie jesteś szpiegiem. Jest na to parę dobrych dowodów, jednak nie ma to w tej chwili znaczenia. Nie wiem jednak czy mogę ci zaufać w zupełności, ponieważ nie jestem dobra w walce i wolałabym nie zostać zaatakowana. - powiedziała spoglądając na basiora.
Vici?
Do dupy, wiem, ale dawno nic nie pisałam x'D