24 stycznia 2018

Od Antilii CD Symonidesa

Symonides zrobił krok, aby ruszyć, jednak usłyszał, jak ktoś woła jego imię. Obejrzał się. Kesame szybko podbiegła do samca, zostawiając na chwilę jej stanowisko w sklepie. Zatrzymała się tuż przed nim. Szymny był zaskoczony, więc zapytał:
- Czy coś się stało?
- Nie będę cię okłamywać -spojrzała mu w oczy. - Prawdopodobnie zbliża się wojna. Dlatego proszę cię, żebyś znalazł jak najszybciej Antilie i w miarę możliwości Ayoko. Nie wiem jak dużo mamy czasu, jednak radzę się spieszyć. -powiedziała. Przez basiora przeszedł dreszcz niepokoju. Kiwnął głową na znak zgody. Odwrócił się i ruszył w drogę.
- Uważaj na siebie - usłyszał głos wadery, jednak zostawił go za sobą. Nie miał zbyt wiele czasu, więc nie szczędził sił w nogach. Otrzymał zadanie, które wypełni.

*~*~*~*

Ayoko… Mój mały Ayoko… Jednak to nie był mój synek. To jakiś szczeniak, który przypominał młodego, jednak odróżniały ich oczy. AJ miał złote i błękitne tęczówki, a młody wilk, który przede mną stał, był zrodzony z gniewu i smutku… Jego oczy zionęły otchłanią a szkarłatne, paciorkowe źrenice obserwowały mnie z góry. To nie może być…
- A… yo… ko..? - wycharczałam, po czym dostałam silny atak kaszlu. Na moment przed oczami pojawiły się czarne plamki. Oddychałam ciężko i spazmatycznie. Nie było ze mną dobrze. Zamknęłam oczy, próbując zdusić łzy płynące mi do oczu. Dlaczego on? To tylko niewinny szczeniak… Spojrzałam na Ayoko, a raczej na TO COŚ, co przypominało mojego synka, a następnie na inne szczeniaki. Co one tu robią? I czemu stoją jak posągi?
Nagle doznałam olśnienia.
Tamte wilki… Białe Oko mówiło, że poszukują rektorów do stworzenia… armii. Poszukiwali oni szczeniaków, aby ich szkolić i żeby za nich walczyli. Natomiast samice mają wykorzystywać jako żywy inkubator… Oczy zaczęły mnie ponownie piec. To nie może być prawda. Spojrzałam na szczeniaka. Chciałam odnaleźć jakąkolwiek cząstkę małego wilczka, którego znalazłam w śniegu, którym zaopiekowałam się oraz zostałam jego mamą. Jednak nie widziałam nic poza nienawiścią i gniewem. Wiedziałam, że nie był sobą, jednak miałam nadzieję, iż gdzieś uchroniła się cząstka małego, że gdzieś tam walczy i żyje…
Jednak ta nadzieja powoli umierała. Podobnie jak moje ciało. Wiedziałam, że zostało mi niewiele czasu. Nie bałam się śmierci, ale bałam się tego, co przyniesie przyszłość innym.
Nagle szczeniak ledwo zauważalnie drgnął, jak gdyby dostał… jakieś polecenie? Podszedł do mnie i podniósł moją głowę na wysokość jego oczu, a następnie delikatnie położył mi głowę na ziemi. Byłam delikatnie zaskoczona. Zaczął oglądać moje ciało, obchodząc mnie dookoła, bacznie mi się przyglądając. Kiedy wrócił, jego spojrzenie skrzyżowało się z moim. Jednak było to inne spojrzenie… Pochodziło ono z… złotych i błękitnych oczu. Czyli żyje! Ayoko żyje, jednak jest pod wpływem kogoś lub jakiegoś czaru, ponieważ młody potrząsnął głową i na nowo wróciły rubinowe ślepia. Niespodziewanie pojawiły się dwa inne wilki- te były zdecydowanie starsze i silniejsze, ale miałam wrażenie, że to AJ jest wyższy rangą. Kiwnął na nich, a sam udał się w jakimś kierunku, gdzie po chwili zniknął w czarnej jak smoła mgle. Dwa wilki pomogły mi wstać, ale sama musiałam iść. Było to dla mnie bardzo trudne ze względu na poważne urazy, jednak nie chciałam dawać to po sobie poznać. Basiory podtrzymywały mnie i równocześnie wymuszali kierunek, w jakim miałam się ufać. A ten prowadzi wprost do czarnej mgły…

*~*~*~*

Symonides biegł na tyle szybko, ile mógł, jednak wciąż uważał, że za wolno się porusza. Nie wiedział, czemu wybrał ten kierunek, jednak instynkt podpowiadał mu, że to właściwa droga. Zdecydował wrócić na miejsce walki z Białym Okiem i jego towarzyszami. Miał nadzieję, że znajdzie tam jakąś poszlakę. Było to dosyć niedaleko, jednak czas gra na jego niekorzyść. W końcu dotarł na miejsce. Śnieżny puch miejscami porywał jeszcze ziemi, jednak już w wielkości zdążył stopnieć. Simo niechętnie patrzył na to miejsce. Gdyby nie to… ich losy potoczyłyby się inaczej. Nie byłoby tej sytuacji…
Simo zauważył coś dziwnego. Nie było żadnych szczątków czy kawałków ciał. Walka odbyła się dłuższy czas temu, jednak jest za wcześnie, aby drapieżniki zjadły padlinę. Poza tym powinien zostać tu szkielet. Coś tu nie pasowało.
Gdy Szumny myślał nad rozwiązaniem tej zagadki, kątem oka coś zauważył. Niewielkie ślady łap w śniegu oraz koryto stworze podczas… ciągnięcia martwego wilka. Ktoś musiał tu być, znalazł ciało i zabrał je ze sobą. Możliwe, że są to towarzysze martwych wilków. Nie sądzili, że ktoś tu wróci i zauważy jakąkolwiek zmianę, więc nie zawracali sobie głowy zacieraniem śladów.
Oby nie było za późno… 

*~*~*~*

Wepchnięta mnie w czarny dym. Nic nie widziałam, jednak czułam, jak to coś odbiera mi nadzieję. Jakby… karmiła się miłością i szczęściem innych, a za to zostawiała ziejącą pustkę w sercu nieszczęśnika. W końcu wydostałam się z mrocznych oparów, jednak to, co zobaczyłam, zszokowało mnie…
Byłam na jakimś klifie, który prawdopodobnie było jedynym wyjściem. Patrzyłam z góry na ogromną jaskinię, która jest zdolna pomieścić kilkaset jak nie kilka tysięcy wilków jednocześnie. Na ścianach zauważyłam wyrzeźbione płaskorzeźby, które przedstawiały sceny jakichś walk czy innych ważnych wydarzeń. Na ścianie naprzeciwko były ogromne rzeźby z czarnego marmuru, które ukazywały wilki w pięknych zbrojach i dumnie uniesionymi łbami. Pomiędzy nimi było ogromne naczynie, a w nim płonął rubinowy ogień, a jęzory płomienia były ciemniejsze, niemalże kruczoczarne. Przypominały mi oczy tych wszystkich szczeniaków… Niespodziewanie usłyszałam jakiś cichy krzyk…
To nie był zwyczajny krzyk.
Nagle któryś z wilków, które stały przy mnie, pociągnął mnie mocno. Zagryzłam wargę, aby odreagować na ból. Prowadzili mnie pewną ścieżką i już myślałam, że zepchną mnie z wysokości, jednak w ostatniej chwili zauważyłam strome i wąskie schody prowadzące na dół. I w tej chwili znowu to usłyszałam- ledwie słyszalny wrzask. “Eskorta” popchnęła mnie w stronę schodów, więc posłusznie zaczęłam schodzić. Nie miałam sił na opór a ci dopiero walkę. Trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić…
Dźwięk znowu się powtórzył. I teraz znałam jego źródło.
Pod wspaniałymi płaskorzeźbami były ciasne cele, gdzie znajdowały się brudne i wychudzone wadery. Każda z nich patrzyła na wilki z nienawiścią, ale także ze strachem. Nie znałam tych wilczyc, jednak łączyłam się z nimi w pewien sposób. Z każdą mijającą klatką zauważyłam, że ich brzuchy były coraz większe. Słowa Białego Oka huknęły mi w głowie. Teraz… byłam jedną z nich.

*~*~*~*

Simo podążał za śladem. Z czasem wyczuł znajomy zapach… Kojarzył mu się z Antilią, jednak to nie była ona. Woń miała nutkę świeżości… szczeniaka… Czyli Ayoko żyje. Mimowolnie basior westchnął z ulgą, jednak nie oznaczało to, że można świętować zwycięstwo. Nagle pojawił się ogromny cień, który przysłonił słońce. Donośny huk skrzydeł krążył po okolicy. Simo domyślił się co to, więc natychmiast poszukał kryjówki. Znalazł schronienie w gęstych krzakach, które skutecznie maskowały wilka. Młody smok, prawdopodobnie samiec, ponieważ był dobrze zbudowany. Wilk zauważył, że gad ma kolory zbliżone do barwy otoczenia, więc jest to Kameleon.
Niedobrze.
Smoki tej rasy nie są zbyt agresywne, nie mniej jednak nie oznacza to, że są naszymi przyjaciółmi. Ten osobnik miał jakieś 2-3 metry wysokości a długi był na 5. Jego brązowe łuski odbijały blask południowego słońca. Nastroszył zielone kolce i rozłożył duże, błoniaste skrzydła, aby nimi raz machnąć, możliwe, żeby je rozprostować po locie… Antilia również tak robiła. Szumny nadal przyglądał się zwierzęciu z ukrycia. Smoki są majestatyczne, ale i śmiertelnie niebezpieczne. Słyszał, że to są stworzenia bardzo dumne więc łatwo je urazić, nawet nieświadomie. Może i Simo jest wygadany, co przydaje się w pracy dyplomaty, jednak negocjacje ze smokiem to praktyczne samobójstwo. Niespodziewanie gad zwrócił łeb w stronę kryjówki Symonidesa. Ten wstrzymał oddech, mając nadzieję, że smok go jednak nie zauważył. Wąskie źrenice obserwowały teren. Po chwili smok zdecydował wzbić się w powietrze, zostawiając za sobą chmurę pyłu w miejscu gdzie przed chwilą stał. Simo odczekał jeszcze chwilę, aby upewnić się, że bestia jest już daleko stąd. Resztki śniegu delikatnie skrzypiały pod jego nogami. Odnalazł ślady, które częściowo zostały zniszczone przez gada, jednak udało się odnaleźć dalszą część. Po krótkiej chwili znalazł się pod… ścianą litego marmuru. To dziwne… Trop prowadził wprost do tego miejsca i ukrywał się tuż pod… Wilk postanowił zaryzykować. Cofnął się kilka kroków w tył i ruszył wprost w stronę skały, mając nadzieję, że się nie myli…

*~*~*~*

- Ruchy - zawołał strażnik. Nogi trzęsły mi się z braku sił i ogromnego znaczenia. Zaprowadzili mnie do jednej z cel tu przy statuach ogromnych, marmurowych wilków. Kraty, mimo że były zardzewiałe, nadal bez trudu utrzymywały wadery w zamknięciu. Z każdą mijającą celą, widziałam coraz więcej udręczonych wilczyc, które nie miały siły się przeciwstawić. Widziałam strach i ból w ich oczach. Strach, bo bały się kolejnego dnia i najchętniej by zakończyłby swój żywot już teraz, ale jednak coś je tu trzyma… A ten ból był mi znajomy. One straciły swoje dzieci na rzecz tego chorego pomysłu. Podobnie jak ja straciłam Ayoko, aby mógł walczyć w ich imieniu… Myślałam, że będę w stanie zastąpić rodzinę. Że będę jego mamą…
Chyba nie zasługuje na bycie matką.
A Simo… jest wspaniałym basiorem. Na pewno kogoś sobie znajdzie, będą razem szczęśliwi i może doczekają się gromadki szczeniaczków…?
Mam nadzieję, że szybko o mnie zapomni i będzie żył dalej.
Wilki, które mi towarzyszyły, otworzyły celę. Kilka wader podniosło głowy, aby zobaczyć co to za zamieszanie. Ich spojrzenie przesyłało mi wyrazy współczucia i oraz pewnego przekaz, że muszę się pogodzić z tym losem.
I tak właśnie zrobiłam. Poddałam się, bo straciłam wszystko, co mi drogie.
Jeden z wilków, młody basior, który dopiero co skończył 2 lata, popchnął mnie na tyle mocno, że z impetem uderzyłam w ziemię na prawym boku. Przez moje ciało przeszedł ogromny ból, jednak nie zwracałam na to uwagi. Spróbowałam wstać, ale nogi nie zdołały mnie utrzymać. Ponownie upadłam. Wszystko mnie bolało. Nie ma sensu walczyć. Wilki zaśmiały się ze mnie, lecz ja na to nie zwracałam uwagi. Kiedy odeszły, jedna z wader podeszła do mnie i pomogła mi wstać. Było mi ciężko, ale udało mi się dojść do miejsca, gdzie była słoma wykorzystywana jako posłanie. Położyłam się jak najdelikatniej, aby nie podsycać cierpienia. Oddychałam płytko i dosyć szybko. Starałam się uspokoić, ponieważ strach mi teraz nie pomoże. Spoglądnęłam na wilczyce, która mi pomogła. Była młoda, myślę, że nie jest nawet dorosła. Miała ciemne futro, gdzieniegdzie było ono zerwane ze skóry i widziałam ślady po skanowaniu jej. Mimo to jej oczy nadal miały piękny, intensywny blask fioletu. Podeszła bliżej, aby obejrzeć moje rany. Bandaże zaczęły przeciekać krwią. Czułam się coraz słabiej i ciężej… Podejrzewam, że mam krwotok wewnętrzny. Zaśmiałam się gorzko w myślach.
Czyli tak będą wyglądać ostatnie chwile mojego życia…
Położyłam głowę, zrezygnowana i zamknęłam oczy. Nie sądziłam, że tak będzie wyglądać moja śmierć. Inaczej sobie to wyobrażałam.
Nagle coś zgrzytnęło. Nie miałam ochoty podnosić się, więc tylko uniosłam powieki. Nie spodziewałam się tego. Ayoko obracał głowę, patrząc czy kogoś w pobliżu nie ma. Kiedy upewnił się, że jest bezpiecznie, podszedł szybko do mnie i mnie przytulił. Patrzył na mnie z łzami w oczach, zły na siebie samego, że to przez niego to wszystko się stało.
- Nie obwiniaj się. - powiedziałam cicho. Byłam coraz słabsza, a mówienie było dla mnie dużym wyzwaniem. Ayoko spojrzał na mnie swoimi błękitno - złotymi oczami. Przytulił mnie, ale po chwili zaczął szybko mi wyjaśniać, co tu się dzieje.
- To oni, mamo. To ci sami, którzy nas zaatakowali. Złapali mnie, kiedy wyszłam na chwilę na zewnątrz. Przyprowadzili mnie tutaj i… - młody złapał się za głowę, jakby walczył z kim w środku swojego umysłu -Nie mam dużo czasu. To rodzaj jakiejś czarnej magii. Ktoś ma nad nami kontrolę, więc nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Udaje mi się czasowo wyrwać z tego uroku, jednak nie jestem w stanie przerwać więzi. Poza tym oni to wyczuwają, kiedy nie jesteś “jednym z nich” -chodzi o to, że wyczuwają, kiedy jak ktoś wyrwie się spod zaklęcia. - mówił szybko. Nagle zacisnął mocno zęby i wbił pazury w ziemię. Włączył z tym czymś. Była ma z niego taka dumna…
- Mamo, chce cię przeprosić. Za wszystko i… - nie dałam mu skończyć. Przytuliłam go mocno do siebie. Inne wadery przyglądały się. Ta, która mi pomogła, zapytała:
- Czy… czy nasze dzieci również… żyją…?
Ayoko kiwnął głową na znak zgody.
Wadera uroniła kilka łez szczęścia. Również odwzajemniła znak. Ayoko zwrócił się ponownie do mnie.
- Muszę… tam wracać. Mamo, mam nadzieję, że dasz radę uciec. Tu i teraz. - powiedział tylko i uciekł, biegnąc w jakimś kierunku. Z początku nie zrozumiałam, co miał na myśli, ale wszytko potem zaczęło się układać…

*~*~*~*

Symonides wylądował na miękkiej ziemi po drugiej stronie. Czyli miał rację. To była tylko iluzja, mając trzymać ciekawskich z dala. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Było ono ciemne, rozjaśnione tylko przez kilka pochodni zamocowane w litej ścianie. Wysoki sufit poprawiał komfort przebywania w tym ciasnym miejscu. Basior spojrzał za siebie. Mógł jeszcze wyjść stąd i wrócić ze wsparciem jednak mogłoby być wtedy za późno… Wrócił spojrzeniem przed siebie. Jeśli jednak pójdzie teraz, ma niewielkie szanse na odnalezienie wadery i jej syna, o ile on tu jest. Czarna mgła zasłaniała jedyny tunel prowadzący w głąb tej jaskini. Simo wziął głęboki oddech i zrobił krok w mroczny dym…

*~*~*~*

Antilia poczuła dziwny dreszcz na ciele. Spojrzała na ciemną waderę.
- Jak ci na imię?
- Io - powiedziała.
- Io, czy mogę mieć do ciebie prośbę? - wilczyca zgodziła się. - Przekaż innym waderom, żeby były gotowe na ucieczkę. - podniosłam się z posłania. Io, podobnie jak moje nogi mocno zaprotestowały, ale ja się nie poddałam. - Proszę, zrób to, o co cię prosiłam… - samica posłusznie wykonała polecenie, przekazując informację innym.
Powoli podeszłam do krat i spojrzałam na płomień między rzeźbami. Intensywnie płonął, rzucając czerwone światło na komnatę. Patrząc na nie, myślałam intensywnie nad słowami młodego…
...to rodzaj jakiejś czarnej magii. Ktoś ma nad nami kontrolę, więc nie jesteśmy w stanie nic zrobić… 
No jasne!
Zaklęcie Czarnego Płomienia! Czytałam o nim w Wielkiej Księdze Zakazanych Zaklęć. Zaklęcie jest diabelnie trudne i praktycznie niemożliwe do stworzenia, jednak komuś bardzo zależało, aby przywołać je do życia. Urok ten polega na stworzeniu niezwykłego, czarnego płomienia i utożsamić go z czarem. Potem twórca zaklęcia jest w stanie odbierać duszę, serce oraz rozum właściciela danego ciała, a następnie przechowywać go w zaklętym ogniu. Wtedy owy wilk może przejąć kontrolę nad ciałem nieszczęśnika. To niewiarygodne. Ayoko jest w stanie przywrócić swoje emocje i myśli. Mimo że na krótki okres czasu, to jednak młody dysponuje niezwykłą mocą magiczną…
Mój mały synek…
Jednak czas wrócić do rzeczywistości. Muszę znaleźć sposób na to, żeby zniszczyć to coś i uwolnić. Jednak czyjąś obecność odwróciła moją uwagę. Odwróciłam się…

*~*~*~*

Symonides zdołał wyjść z czarnej mgły. Widok, jaki zastał, zszokował go. Ogromna jaskinia wypełniona pięknymi płaskorzeźbami a naprzeciw niego stały dwa ogromne posągi z czarnego kamienia. Między nimi płonął na kolor rubinowy, a jego jęzory miały barwę pomników. Zrobił kilka kroków, aby znaleźć jakiekolwiek zejście na dół. Odkrył on bardzo strome i wąskie schody, które były jedyną drogą na dół. Jednak z każdą chwilą, to miejsce przyprawiało go o mdłości. Pod pięknymi rysunkami wyrytymi w skale, znajdowała się cela, gdzie przetrzymywano wadery. Wszystkie były zaniedbane i traktowane gorzej niż… Spoglądały na Simo z obawą, ale także z nadzieją, że je wybawi. Co tu się dzieje?! Ruszył do ostatniej celi…

...i w końcu ją znalazł.
...i w końcu go zobaczyłam.

Symonides biegł na tyle szybko, na ile mógł. Ja trzymałam się jeszcze na nogach, ale dawka adrenaliny bardzo mi pomaga. W końcu basior dotarł do klatki.
- Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Czy coś cię boli? - spojrzał na mnie i zauważył stare i zakrwawione opatrunki. - Jesteś ranna?!
- Nic mi nie będzie… -skłamałam cicho. Powoli siły mnie opuszczały, jednak nie chciałam, aby zobaczył mnie w takim stanie. Iskierka nadziei zapalona przez Ayoko, teraz płonęła na widok basiora… Może jest jeszcze szansa…?
- Intruz! - ktoś zawołał. Obydwoje spojrzeliśmy w kierunku głosu. Jakiś wilk zaalarmował innych.
Musimy się spieszyć. Inaczej nie skończy się to dobrze…
- Uwolnij mnie, szybko - zawołałam. Szumny wziął rozbieg i z impetem uderzył w drzwi celi. Udało się. Podeszłam do basiora i zapytałam, czy wszystko okej. Ten kiwnął głową, że tak, choć przez pewien czas będzie odczuwał ból w prawej nodze.
- Ruchy dziewczyny! - krzyknęłam. Io i reszta wybiegły z więzienia i natychmiast zaczęły uwalniać innych. Simo, przyglądał się temu i wziął mnie za łapę.
- Szumny, czekaj! - zawołałam, ponieważ dookoła panował straszny harmider. - Ayoko tu jest! I wiem jak go uratować!
- Co musimy zrobić?! - krzyknął. Pojawiły się inne wilki, ale nie warto walczyć z rozwścieczoną waderą. Wilczyce, wcześniej więzione, teraz stawały dzielnie do walki. Ja natomiast wskazałam na płomień.
- Musisz go zniszczyć!
Simo kiwnął głową. Nagle poczułam przypływ energii i pocałowałam go…
Z początku był zaskoczony, ale po chwili oddał się uczuciom.
- To na wszelki wypadek -powiedziałam i ruszyłam szukać syna. Simo wypowiedział moje imię, jednak zostało one zagłuszane przez walkę. Nie musiał długo szukać.

Ayoko leżał nieprzytomny na podłodze, jednak był też inny wilk. Młody, ale dosyć silny. Zjeżył się i na tych na i przystąpił do ataku. Nie zdążyłam zrobić unik, więc wylądował na mnie. Poczułam jak wgryza mi się w trzewia. Krzyknęłam. Kiedy już chciał zmiażdżyć mi tchawicę, mały, szary szczeniak rzucił się na napastnika. Jednak młody nie użył siły, ale swojej magii…
Najpierw unieruchomił przeciwnika za pomocą czarnych macek, po czym te zaczęły go pochłaniać. Po chwili nie został nawet szkielet… Byłam pod ogromnym wrażeniem…
- Mamo! - krzyknął i podbiegł do mnie, po czym pomógł mi wstać.
- Nic mi… nie jest… - wychrypiałam.
- Nic już nie mów. Wynośmy się stąd-Zgodziłam się. Wróciliśmy do głównego pomieszczenia. Simo właśnie pokonał jakiegoś wilka, o czym spojrzał na mnie zmartwiony. Podbiegł więc aby mnie podtrzymać.
- An! Nie wiem jak to zniszczyć! - mówił.
- Ale ja wiem…
- Co? - zapytał, ale po chwili zrozumiał - Nie! Nie zgadzam się! - krzyczał. Spojrzałam na ich wszystkich. Oni powoli wygrywali… A jeśli tak się stanie, prawdopodobnie czeka nas los gorszy od śmierci…
- Muszę to zrobić - powiedziałam i skupiłam się. Wyobraziłam sobie wodospad, jego widok, szum strumyka, spadająca kroplę… Potem oczami wyobraźni ujrzałam ogromnego węża, który owija się ciasno wokół piekielnego ognia. Dusił on swoją ofiarę, mimo że ta walczyła. Ogień starał się wydostać z uścisku wodnego węża, jednak ostatecznie zgasł z on sykiem i niewielkim dymem… Czułam się coraz słabiej. Miałam wrażenie, jakby ktoś uwolnił mnie z klatki i mogłam w końcu odfrunąć daleko stąd. Usłyszałam moje imię. Chyba upadłam na ziemię. Ktoś podniósł moją głowę… Zobaczyłam rozmazana twarz Symonidesa… Czemu jest smutny? Do twarzy mu bardziej z szarmanckim uśmiechem niż z łzami w oczach. Po chwili zobaczyłam drugą parę oczu, tym razem były to oczy szczeniaka, którego znalazłam i się zaopiekowałam, stając się dla niego nowym domem. W oddali jakieś krzyki…
Resztkami sił stworzyłam pegaza z wody i poprosiłam go, aby zabrał moją rodzinę do domu…
Potem została tylko ja i czarna otchłań mojego umysł.

Simo? Przepraszam, że napisałam… 3 058 słów łącznie… I że napisałam trochę chaotycznie ;3;
An jednak liczy na Ciebie <3

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template