27 grudnia 2017

Od Nathing cd. Aidena

Stałam w jaskini alfy, składając swój pierwszy raport. Moja mina nie wyrażała uczuć - na to trzeba sobie zasłużyć. Moje oczy, jak zawsze zimne, patrzyły z lodowatym spokojem w jej poważne, jakby przejęte czymś ślepia. Próbowała zachowywać się, jak osoba godna tego stanowiska. Siedziała nieco bardziej w głąb pomieszczenia, dumnie wyprostowana, ze starannie wygładzonym futrem w fantazyjne wzory. Patetyczna, ale jakby nieco niepewna. Może próbowała wyczytać coś z mojego pyska, a może z myśli - nie wiem, jakie moce posiada, może i tą odziedziczyła po Taravii. Niezależnie którego sposobu użyła, natrafiła na ścianę. Zbyt długo obcowałam z różnymi rodzajami wilków, by nie umieć oczyścić swoich myśli. Stałam przed nią, poważna, spokojna, jak poseł przed majestatem jej królewskiej mości, ale bez tego błysku czci w oku, oddając jej hołd, ale tylko jako wyższej urzędem. Z żelaznym spokojem, jako odwieczną wizytówką. Czerpiąc spokój z kamiennych ścian w tym ogromnym pokoju - niby wypełnionym, ale wciąż pustym. Czekającym na swoją Alfę.
A przedstawienie trwało - z moich ust padały kolejne suche fakty, proste słowa, wargi Kesame układały się w wybiórcze pytania. Śnieg - drobinki lodu - wpadał niespostrzeżenie zza moich pleców. Na kominku tlił się ogień, aby zwalczyć chłód, który rozgościł się w Jaskini Alf - a od dziś - jaskini jednej alfy.

~ *** ~

Aiden zakończył swoją opowieść i siedział teraz przede mną, nieco przygarbiony, próbując wyczytać odpowiedź z mojej twarzy. Trawiłam treść jego wypowiedzi. Nie mogłam się zdecydować, co mu odpowiedzieć - a było nad czym się zastanawiać.
Westchnęłam.
- Zgoda. Przyjmuję cię.
- To znaczy że... Naprawdę? Dziękuję! To wiele dla mnie znaczy!
Uśmiechnęłam się lekko.
- Przyjaciele członków watahy są moimi przyjaciółmi... Nawet martwych członków.
- To... dziękuję.
Wstał, gotowy do wyjścia, ale zawahał się.
- Czy mógłbym mieć jeszcze jedną prośbę?
- To znaczy?
- Chciałbym zostać bibliotekarzem. Wiem, że to spora odpowiedzialność, ale umiem zajmować się starymi księgami...
Osoba, która uważa opiekę nad księgozbiorem watahy za odpowiedzialność musi kochać książki. A on będzie siedział w bibliotece i nie pokazywał się przesadnie naszym wilkom.
- Dobrze.
Podziękował i wszedł, ale na jego obliczu odmalowała się tak wielka radość, tak ogromna ulga i niewysłowione szczęście... Nie żałuję.
- Idź - usłyszała jeszcze pustka - Obyś znalazł tu swój dom.

~ *** ~

A teraz jej oczy wpatrywały się we mnie podejrzliwie. Jakim prawem beta przyjmuje kogoś do watahy sama? Kogoś, kto nie chce rozmówić się z alfą? Wyjątkowa sytuacja, piękne tłumaczenia, trudna sytuacja wilka - nic jej nie obchodzi. Moje milczenie, jak pod przysięgą, też nie jest żadnym argumentem. Trudno. Skończyłam swój raport. Wszystkie suche fakty leżą u jej łap, tak, jak powinny. Zrobiłam wszystko co trzeba. Reszta to jej sprawa.
Jakim prawem Beta może przyjąć sama wilka do watahy?
Może.
Niech się z tym lepiej pogodzi.



<Aiden?>

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template