25 grudnia 2017

Od Gryfny cd. Liffifaha

Dla Liffifaha — zwykły ból głowy. Dla mnie — makabra. Istna, po prostu, makabra. Przez cały pobyt Liffa w szpitalu, byłam załamana. Chodziłam tam i z powrotem, w kółko. Nawet spotkania z Ritshą mi nie pomagały, a ja tu cierpiałam z nudy i zamartwień! Dni mijały opornie, nic mi się nie chciało. Odkąd poznałam tego basiora, życie mi się bardziej uśmiechało, bo widać było, że nadaje na tych samych falach, co ja! Jedyna osoba, tfu, wilk, z którym nareszcie się dogadałam, tak po psiemu, nie po ludzku, jak to inni mają w zwyczaju. „Poznaj, gadaj, przeproś, żegnaj”. No, jaki to ma sens? Ktoś mi może wytłumaczyć?
– Aż taka szczęśliwa? – usłyszałam za sobą głos, na który od razu mój pyszczek sam z siebie się uśmiechał. W mig odwróciłam się z pomocą skoku i rzuciłam Liffowi w ramiona, dziękując Bozi za to, że nic mu nie było.
– Nie ratowałam cię po to, abyś mi tu umierał! – usadowiłam się na ziemi z łapami na jego barkach, patrząc na niego z gniewną miną.
– Jasne, no tak... – uśmiech nie schodził z jego pyska, a ja przez nadmiar emocji, zaczęłam się gotować w środku.
– Chcesz wejść do mnie? Napić się i porozmawiać o jakichś bzdetach? — spytał, a ja miałam ochotę wziąć kamień, który leży po mojej prawej stronie, w którym mieszka Gienio — gąsienica i mój kompan — i rypnąć tym głazem mu w łeb.
– Jaja sobie robisz? – spojrzałam na niego takim wzrokiem, że ten pod jego wpływem zaczął się chichrać. – No co się śmiejesz? Straszysz mnie na śmierć, a potem proponujesz kawę i ciasteczko. Och, Bogowie, trzymajcie mnie! – jęknęłam z dezaprobatą, zwracając głowę ku górze.
– No... Tak. Dokładnie – rzekł, a ja zerknęłam na niego, jak na idiotę. – No co? Na herbatkę się nie skusisz? – spojrzał na mnie swoim spojrzeniem, któremu nie mogłam ulec. Wysunęłam dolną wargę, położyłam po sobie uszy i zaczęłam nerwowo tupać tylną łapą.
– Ugh... No dobra! Pierwszy i ostatni raz.
– Nie ostatni.
– Ostatni!
– Dobrze wiesz, że nie.
– A właśnie, że tak!
– Gry, nie przejadasz mnie.
– I co z tego!
– To, że jesteśmy w połowie drogi... – zaczął się głośno śmiać, a ja dopiero teraz zauważyłam, że faktycznie, wyszliśmy z jaskini i już byliśmy w połowie drogi do jego groty. Przystanęłam tylko po to, aby strzelić sobie łapą w twarz.

Liffifah? xD

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template