Powoli otwierałam zaspane oczy, próbując ogarnąć, w jakim miejscu się w ogóle znajduje. Kiedy już udało mi się dostrzec coś więcej niż własne powieki, przed moim pyskiem pojawił się lekko uśmiechnięty pyszczek.
Tak dawno nie spotkałam żadnego wilka, że na jego widok moje ciało momentalnie odskoczyło na bok, uderzając o jakieś liście. Co to do cholery jest? Gdzie ja jestem? Pewnie jestem u kanibala, który szykuje zgrabne mieszkanko dla własnego obiadu.
- Spokojnie - odezwał się, zadziwiony moją nagłą reakcją.
Pomacałam łapą ścianę, która powstała przy użyciu liści i gałęzi. Mimo to, była na tyle twarda, że mój grzbiet, który właśnie się z nią spotkał, kwiczał podświadomie z bólu.
- Ktoś ty za jeden? - mruknęłam, ostrożnie wstając z ziemi. Mój bok przeszył potworny, palący ból. Syknęłam z bólu, zaciskając mocno zęby. Już zaczął dobierać się do moich narządów, podobno są najsmaczniejsze.
- Nie tak szybko, bo zrobisz sobie krzywdę - odpowiedział, siadając spokojnie bliżej mnie.
- Nazywam się Avi - uśmiechnął się, wyciągając w moją stronę pogodny gest powitania. Podeszłam bliżej, a nasze łapy splotły się w powitalnym uścisku.
- Friscet - mruknęłam, bacznie obserwując basiora. Wysoki, dobrze zbudowany. Dodatkowo czarna sierść przyozdobiona czerwonymi elementami. Łańcuchy na łapach i kolczyki dodawały mu oryginalności i jakiegoś uroku. Każdy ten szczegół został zakodowany w moim mózgu, bibliotece, która zawiera sporo informacji.
- Mam takie pytanko... - przewróciłam oczami, nie bardzo wiedząc, co ja tu robię.
- Hmm? - spytał, wpatrując mi się w oczy.
Wzięłam łapę z rany. Na poduszkach łap widniała szkarłatna krew.
- Z tego, co pamiętam, jakiś gówniarz prawie mnie zabił, aczkolwiek wole się zapytać. Nie próbujesz mnie czasem zjeść? - na moim pyszczku mimowolnie pojawił się ledwie widoczny uśmiech. Myśląc o słowach, jakie teraz wypłynęły z mojego pyska, nie jest wcale ciężko się nie śmiać.
- Zastanawiałem się nad tym, ale poczekam, aż troszkę przytyjesz - zaśmiał się, pogodnie mrużąc oczy. Odwrócił się w przeciwną stronę, by po chwili rzucić w moją stronę kawałek mięsa.
- Trzymaj - odparł, obserwując mój krwawiący bok.
- To już etap, w którym mnie tuczysz? - uśmiechnęłam się ironicznie, wbijając pazury w mięso. Wybitnie dobrze mi się rozmawiało, dziwne.
Zjadłam podarowane pożywienie, a na sam koniec oblizałam pyszczek z krwi.
- No nic, dziękuje bardzo, nie wiem, jak Ci się odwdzięczę - wyrecytowałam regułkę, zmieniając głosik w melodyjny głos księżniczki.
- A teraz sajonara - stwierdziłam, wychylając pysk przez szparkę wejścia.
Avi? :P