20 maja 2018

Od Diathesis

Szare chmury gęsto zasnuwały niebo. Leniwy deszcz co jakiś czas kapał dużymi kroplami, pluskającymi rytmicznie o szyby. W powietrzu wisiała atmosfera niepokoju, nieznośnie gęsta. Działała na nerwy, wdzierała się w myśli, nie pozwalała się skupić.
Potrząsnęłam głową. Skup się, Dinah, upomniałam samą siebie. Musisz się skupić. Brak uwagi może kosztować ciebie życie.
Ostatnio stanowczo za często to słyszę.
Zastukałam niecierpliwie, by rozładować napięcie. Gdzieś tam, poza oknami, przelewała się krew. Wojna trwała w najlepsze. A ja siedziałam i pilnowałam planów. Odruchowo spojrzałam w kierunku niewielkiej skórzanej torby, w której mieściły się mapy. Były bezpieczne. Przynajmniej na razie.
Deszcz kapał, zagłuszając prawie wszystkie odgłosy. Czasem wyłonił się rozpaczliwy krzyk rannego wilka, a czasami agonalnie warknięcie smoka, ale większość zasnuwal szary, mglisty, lepki deszcz. Wysłuchując nadchodzącego zagrożenia, uświadomiłam sobie, że coś się stało. Coś zakłóciło tę atmosferę niepokoju.
Przestało padać.
Rozległy się głośniejsze ryki. Z lasu wyłoniła się grupa Smoków Ognia. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że przez caly czas bitwy czekały tam, niezauważone, na koniec deszczu. Nie wyglądały na zmęczone. Członkowie oddziału przeciwnie.
Jeden smok oddalił się nagle od grupy. Zbliżał się w bliżej nieokreślonym kierunku, roztrącając wilki kilkoma ruchami mocnego ogona, jak szmaciane kukiełki. Warknął głośno - i zdałam sobie sprawę, co zamierza zrobić. Serce zatrzepotało mi jak u przestraszonego zwierzęcia.
Gad zionął ogniem w kierunku siedziby. Po chwili nastąpił wstrząs, gdy kula ognia dotarła na miejsce. Łudziłam się, że ściany wytrzymają, ale stało się coś, co zniweczyło moje nadzieje. Potężne uderzenie. Smok walił całym swoim ciałem w mury, niczym taran.
Nie.
Tylko nie to.
Kolejne uderzenie. Kolejny wstrząs. Ściana już dłużej nie wytrzyma. A wtedy będzie koniec.
Plany, przypomniałam sobie mgliście. Muszę wziąć plany. Torba. Zarzuciłam ją na ramie, marnując kilka cennych chwil.
Wybiegłam z płonącego budynku. Za mną rozległ się ryk. Smok ognia. Szukał mnie. I planów. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że odpowiadam za wszystkie plany dotyczące wojny. Gdyby przepadły, już nic by nas nie ocaliło. Poświęcenie byłoby na nic. Zacisnęłam zęby i zmusiłam się do biegu. Wciąż słyszałam smoka. Węszył w pobliżu siedziby, z głuchym warczeniem szukając tego, co miało dawno spłonąć. Wkrótce zorientuje się, że uciekłam. Pozostaje mi nadzieja, że do tego czasu będę wystarczająco daleko. Bolące łapy poruszały się w rytmicznym tempie. Biegłam bez chwili wytchnienia, niczym osaczona zwierzyna, ścigana przez łowcę.
Wpadłam nagle w ciernie. Ostre jak noże igły przecięły skórę, pozostawiając na sobie błyszczące karmazynowo krople krwi. Syknęłam cicho, szarpiąc się rozpaczliwie. Udało mi się wydostać z krzaków i odbiec parę metrów. Coś szarpnęło mnie za ramię. Torba. Nadal tkwiła zaplątana w krzakach. Szarpnęłam mocno kilka razy, wreszcie, gdy zrozumiałam, że mi się to nie uda, straciłam kilka cennych sekund na wyplątanie jej z zarośli. Poranione łapy zabolały, jakby posypane solą. Zacisnęłam zęby, biegnąc dalej. Każde tchnienie stawało się monotonne. Powoli do mojego umysłu zaczęła wkradać się myśl, krążąca niczym trucizna w żyłach.
Odpocznij. Połóż się, tu i teraz, zapomnij o wszystkim. Odpocznij..
Nie.
Las nagle się skończył. W mgnieniu oka wypadłam na polanę, wprost na wilka. Wystarczyło jedno spojrzenie, by upewnić się o jego tożsamości.
Harbinger Ghost tu był.
Spojrzał na mnie zdziwiony. Dławiłam się słowami, śmiertelnie zmęczona, niezdolna do poskładania logicznego zdania.
- Smok.. Plany.. Uciekłam.. - wykrztusiłam z trudem.
Z lasu wypadł smok ognia. Jego czerwone oczy przeszywały całą okolicę, zatrzymując się na mnie. Nie miałam wątpliwości, co zamierzał zrobić. Zamierzał mnie zabić, spalić wszystko wokół. Nie widziałam ani śladu litości w krwistoczerwonych źrenicach.
Czas zwolnił. Wyraźnie widziałam każdy detal gada - jego oczy, łuski, umięśnione łapy, kolczasty ogon, zdolny zabić samym uderzeniem.. Wpatrywałam się w niego jak urzeczona.
Poczułam, że czas zamierza wracać do normalnego biegu. Serce zabiło mi mocniej. Smok ryknął i ruszył na nas.

<Harbinger? Wiem, potworne ;-;>

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template