- W stu procentach.
Mój brat wstał i otrzepał sierść z kurzu, a następnie zaczął rozglądać się po łące. Zrobiłem to samo. Polana była duża, nie było na niej ani jednego drzewa. Trawa była dość wysoka, przez co ograniczała nam widoczność, ale widziałem, że w oddali coś odbijało światło księżyca. Wskazałem to Hesherowi. Bezgłośnie zgodziliśmy się z tym, że musimy to sprawdzić. Biegliśmy truchtem blisko ziemi. Nic nie wskazywało na to, że ktoś nas śledzi, a jednak. Dziwny syk co jakiś czas przerywał ciszę. To Hesh dał się złapać. O mały włos i to byłbym ja. Odskoczyłem w bok, kiedy poczułem coś śliskiego pod swoją nogą. Odwróciłem się, żeby zobaczyć czy mój towarzysz jest obok. Zniknął. Usłyszałem przerażający ryk. Spojrzałem w górę. Czaszkołaz trzymał małego wilka w zaciśniętych szponach. Słyszałem szczęk pękających kości. Smok łamał mu żebra. Zacząłem się drzeć, szukałem pomocy. Biegłem za lecącym potworem, kierował się w stronę lśniącej rzeczy. Ogień palił moje wnętrzności, lecz to się nie liczyło. Wpadłem do jakiegoś bagna, zaczął padać deszcz. Smok wylądował nieopodal mnie, jakby wyczuł, że za chwilę będzie mógł wziąć sobie kolejnego wilka na obiad. Nagle trzasnął piorun, a po drugiej stronie polany pojawił się nasz tato.
Hesher? Nie wiem co się tu dzieje, jestem oszołomiona przez ten deszcz, akcję i śmierć wiszącą w powietrzu.