-Nie przedstawiłem się, jestem Ace. A ty?
-Sunset.
-Ładne imię.
-Dzięki.
Uśmiechnąłem się, wydawała się fajna i miła, jednak musiałem uważać. Minęła godzina od wyruszenia, byliśmy blisko Zatoki Błękitnych Mgieł. Szliśmy w ciszy, co było dla mnie niecodziennie, bo zwykle z kimś gadałem. Zrobiło mi się smutno, gdy przypomnieli mi się moi przyjaciele. Sunset zauważyła to, bo zapytała:
-Wszystko okej?
-Tak-skłamałem.
Wadera nie poddawała się, skoczyła, stanęła przede mną i znów się zapytała:
-O co chodzi?
-Mówiłem, że o nic.
-Przecież widzę, że kłamiesz.
-Moje zmartwienia, moja sprawa.
-Chcesz żebym Ci pokazała drogę?
-Tak.
-To mów.
-Nie.
Wadera się zatrzymała i powiedziała:
-Nie zaprowadzę Cię nigdzie, jak mi nie powiesz.
Twarda z niej sztuka, żadna wadera jeszcze tak się nie domagała odpowiedzi. Westchnąłem:
-Przypomnieli mi się moi przyjaciele...
-A gdzie są?
-Pewnie w grobie, no chyba że nie zostali pochowani.
-Przykro mi... A czemu umarli?
-Cała moja wataha została zabita, oprócz matki i sióstr. Zostały wzięte do nie woli.
Po tym jak jej powiedziałem, zaczęliśmy bardziej rozmawiać. W końcu doszliśmy do Zatoki Błękitnych Mgieł.
Sunset?