28 maja 2018

Od Kesame cd. Aan'a

Zacisnęłam zęby i oparłam czoło o zimną szybę budynku. Powietrze było gęste i pachniało wanilią, a pod palcami, którymi teraz dudniłam o parapet, czułam lepki kurz. Chwilę potem odwróciłam się i z względnym spokojem wróciłam do pakowania potrzebnych rzeczy - na moja szczęście w schowku, na półce, pomiędzy oblepionymi pajęczynami słoikami znalazłam zgniłozieloną torbę. Była stara i poprzecierana, ale solidna. Po chwilowych oględzinach stwierdziłam, że nie powinna się przerwać.
Z pośpiechem, ale nadal ostrożnie, zaczęłam wpakowywać do niej to, co zebrałam z całego domu. Cuchnący już trochę koc, zardzewiały, niewielki baniak na wodę i inne duperele, które wydawały mi się w miarę przydatne.
- O, przyszedłeś - skwitowałam, nie patrząc w jego stronę. Stał w drzwiach. Kiedy wreszcie oderwałam się od pakowania i spojrzałam na niego, zobaczyłam, że marszczy brwi. Jego oczy zdawały się płonąć. I były trochę smutne.
Nie wiem czemu, ale w tamtej chwili zrobiło mi się cholerne wstyd. Za to, że tyle na niego zwaliłam i za to, że pokomplikowałam sprawy. Jego młoda i pociągła twarz zwrócona była do mnie trochę bokiem. Nie patrzył na mnie. Milczał, przez co słychać było tylko nasze oddechy i ciche skrzypienie podłogi.
- Aan... - zaczęłam, robiąc krok w jego stronę. Zazgrzytał zębami.
- Alex.
- Nie.
Odwrócił się w moją stronę i skrzyżował, jakby od niechcenia, ramiona. Uniosłam lekko podbródek i wyprostowałam się, aby choć wizualnie wydać się wyższa.
- Twoje imię to Aan i należysz do Watahy Smoczego Ostrza. Nie zapominaj o tym.
Zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam w jego stronę, a ten odsunął się, aby zrobić mi przejście. Kiedy byłam już obok niego przycisnęłam bluzę do jego brzucha, a ten chwycił ją bez słowa. Wyszłam.
Szedł za mną, ale zachowywał bezpieczną odległość.
Kamienie chrzęściły pod moimi butami. Właśnie kopałam jeden z nich, niewielki i prawie okrągły, kiedy po plecach przeszedł mi dreszcz. Gdzieś obok, po drugiej stronie wąskiego pasma drzew, ktoś włączył policyjną syrenę. Migające światło przebijało się przez ścianę roślin. Chłopak, który wciąż nie zrównał ze mną kroku, zatrzymał się. Odwróciłam się w jego stronę i pierwsze, co ujrzałam, to jego przestraszony wzrok. Bał się, że już tu zostaniemy. Ja też.
Położyłam palec na ustach i powoli, po swoich śladach, zaczęłam się wycofywać. On wciąż stał i przyglądał mi się, dlatego po chwili chwyciłam go za nadgarstek i ruszyłam biegiem przed siebie, co jakiś czas poprawiając zsuwającą się po ramieniu torbę.
- To nie twoja wina, bo nic nie zrobiłeś - wydyszałam, kiedy wreszcie się zatrzymaliśmy. Wiedziałam, że natrafili już na nasze ślady i niedługo przyjadą. - Uciekaj stąd, a ja powiem, że działałam sama i w nic nie byłeś zamieszany. Nie znajdą cię, jeśli szybko wtedy uciekniesz.
- Wiesz, że wtedy tu zostaniesz?
Wzruszyłam ramionami.
- Albo ucieknę, albo zostanę. Jeśli to drugie, to przynajmniej wrócisz ty i powiesz Nath i Nicolayowi. Tylko mojej matce nic nie mów.
Nacisk jego bursztynowych oczu powoli zaczynał mnie przytłaczać.
- Idź - poleciłam i zmierzwiłam jego włosy, podałam torbę, a potem popchnęłam go i zawróciłam, aby spotkać się z policją.

Aan?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template