– Jednak wygrałem ja – powiedziałem swoim melodyjnym głosem. – Lecz doceniam chęci. Zabiłbym, lecz gdzie tu schować zwłoki? W rzece popłyną, ale ktoś zawsze może je zauważyć. Nie zakopię, bo ci, co mają świetny węch, od razu wyczują ich zapach. Nie pożrę, bom jeszcze honor zachował. Cóż więc z tobą zrobić, duszyczko? Kwas, który kości i skórę rozpuszcza skończyłem jakiś czas temu, a toż zawsze najbezpieczniejsze było wyjście. Poradźcie mi, bogowie śmierci, co uczynić! Za cóż mnie karacie, tym brakiem możliwości odebrania życia? Cóżem uczynił? Wiernie służył wam przez lata. – Wydawało mi się że skończyłem, lecz dostałem wyraźny sygnał od wadery.
– Puszczam cię dziś wolno, lecz weź sobie to do serca: nigdy w życiu nie zadzieraj ze śmiercią – powiedziałem i odpuściłem fali strachu. Odwróciłem się i powoli zmierzałem w inną stronę, będąc odrobinę ciekawy, co zrobi owa dusza. Odejdzie? Rzuci się na mnie? Jestem gotowy na odparcie każdego ataku.
Nic mnie już nie zaskoczy.
Timandi’rin?