- Lepiej się czujesz?
Sarenka odpowiedziała:
- Trochę...tylko strasznie mi się chce pić.
Nie odpowiadając pobiegłam do domu po torbę. Gdy ją wzięłam pobiegłam nad Rzekę Valar. Szłam przez las, gdy nagle usłyszałam krzyki, rozpoznałam je. To jeden z moich pacjentów, a dokładnie mama Lily. Popędziłam w jej stronę, gdy doszłam zobaczyłam jakiegoś basiora który chciał ją zabić. Na początku trochę się bałam, lecz gdy pomyślałam o biednej Lily, skoczyłam na wilka i go odepchnęłam. Sarna uciekła a basior wyszczerzył kły i warknął:
- Co ty robisz?! Przez ciebie uciekł.
Zrobiłam koci grzbiet by wyglądać groźniej, ale mi nie wyszło, więc po prostu usiadłam i powiedziałam:
- Robię to, co do mnie należy...- zobaczyłam, że wciąż jest zły, więc zmieniłam temat - A tak w ogóle to jak masz na imię, bo ja Crystal.
Basior już trochę spokojniej odpowiedział:
- Alpin.
Uśmiechnęłam się, a jako że chciałam się z kimś zaprzyjaźnić zapytałam:
- Idę właśnie nad rzekę, może pójdziemy razem?
Alpin nie wyglądał na chętnego, jednak w końcu się zgodził. Szliśmy w ciszy, nie przeszkadzało mi to, jak nie chce rozmawiać nie zmuszę go. Gdy doszliśmy, wyjęłam z torby dziwny przedmiot do którego nalałam wodę, a potem zamknęłam. Gdy wracaliśmy zaczęliśmy bardziej rozmawiać, dzięki temu czas szybko minął i byliśmy już blisko mojego domu. Pobiegłam w stronę drzewa, jednak pomyślałam o czymś, odwróciłam się i spytałam:
- Może jutro też się spotkamy, zapoznałabym się z innymi...
Alpin?