7 czerwca 2017

Od Rogcza CD Hope

Ze wszystkiego, co mogłem jej dać, wybrała przejażdżkę na moim grzbiecie. Nie wiem, co te wszystkie wadery bez skrzydeł w tym widzą.
~ Rogacz...
Co to było? Przystanąłem w pół obrotu. Hope mocniej się mnie przytrzymała, wbijając pazury w moje ciało, bo gdyby tego nie zrobiła, roztrzaskała by się o twardą ziemię daleko pod nami.
— Co to było? — zapytała z wyrzutem.
Nie chciałem nic zdradzać, lepiej, żeby nikomu nie zawracać głowy, jeśli to był tylko wytwór mojej chorej wyobraźni.
~ Nie udawaj, że mnie nie słyszysz, Rogacz. A może to nie jest twoje prawdziwe imię?
Teraz naprawdę się zaniepokoiłem.
— Nie bój żaby — roześmiałem się, pikując w stronę ziemi.— Rogacz ma tu wszystko pod kontrolą.
Mimo wszystko w głębi ducha byłem bardzo zaniepokojony.
— Ej, co powiesz na małą wycieczkę? — zaproponowałem i nawet nie czekając na odpowiedź, zawołałem Zacka.
— O, bracie, niezłą panienkę sobie znalazłeś — rzekł na powitanie i poklepał mnie po ramieniu.
— Dobra, dobra, przestań już, Duszczko. Można prosić o portal?
Chciałem jak najszybciej się wynieść z tego wymiaru, bo mogą mnie już szukać. Najbezpieczniejszy będzie ludzki, bo tam mnie jeszcze nie znają.
Jeszcze.
— No jasne, Jeleniu — Zack wyszczerzył kły i zaraz pod naszymi nogami otworzyła się ziemia i cała trójka wpadła w portal.
Po jakiejś minucie wylądowaliśmy na ziemi, a ja, jak to na mnie przystało, trafiłem na małe, zdradzieckie kamyki. Boli.
Hope wyglądała tak jak wcześniej jako człowiek, za to ja, ze swoim kapturem i czarnymi, rozwichrzonymi włosami, kolczykami i tatuażami, oraz podartymi jeansami i białym t-shirtem, lekko różniłem się od mojej poprzedniej, ludzkiej postaci. Tylko oczy zostały takie same. Zack, jak to Zack, ręką właśnie poprawiał swoje rude kudły, metalową obrożę i czerwoną koszulkę. W czarnych spodniach nawet dobrze się prezentował.
— No dobra, to może na lody? — zaproponował, kierując na nas swoje zielone spojrzenie.
— A co, Julie z nami nie idzie? — zapytałem zaczepnie, za co dostałem od niego łokciem.
— Kto to Julie? — Hope zmarszczyła brwi.
— Dziewczyna Zacka, tego chłopaczyny tutaj — zaśmiałem się.
— Julie nie ma. Wyjechała, kiedy ostatnio tu byłem — rudzielec wyraźnie zmarkotniał.
— Dobra, tu możesz sobie iść, a ja wezmę panienkę na spacer — wyszczerzyłem się i zaprowadziłem ją do małego miasteczka nieopodal.
Gdy zjedliśmy lody (za które oczywiście nie zapłaciłem, tylko zwiałem ciągnąc za sobą Hope) udaliśmy się do domu ozdobionego różami. Tam przywitałem się z niską staruszką o imieniu Sara, która czasami udziela mi schronienia. Jest dla mnie niczym babcia.
Coś tam powiedziała o urodzie Hope, o mnie też coś dodała, wręczyła mi trochę kasy, a ja zabrałem Hope do supermarketu.

Hope? Wiem, że beznadziejne.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template