21 czerwca 2017

Od Cynthii cd. Nightshade

Po raz kolejny czegoś nie zrozumiałam. Wadera wyskakuje do mnie z dziwnymi tekstami i zachowuje się, jakby po raz pierwszy widziała szalejącą burzę. Mówi coś do mnie, dopytuję, więc stwierdza, że to nic takiego, a następnie stwierdza, że o czymś mówiła. Mimo zagadkowego zachowania polubiłam ją. Nie była postacią z piekła rodem, nie sprowadzono jej z najciemniejszej gwiazdy w kosmosie. Chwilę pozwoliłam sobie na odpłynięcie podczas lotu. Niebo wyglądało na pogodniejsze, ale gdzieniegdzie jeszcze występowały małe burzowe chmurki. Z szaroczarnej barwy powoli nabierały czystego blasku i mogły swą bielą porównywać się do swoich większych braci. Nagle poczułam chłód z lewej strony, no tak. Nightshade leciała pod postacią zamieci. Pewnie wymagało to niezwykłego skupienia, żeby przypadkiem nie rozlecieć się na różne strony świata. Zapragnęła odpoczynku, nic dziwnego. Z uśmiechem wylądowałam tuż obok niej.
– Jakim sposobem ty latasz?
Poczułam dumę. No tak, sztuka latania nie należała do łatwiejszych i z pewnością była niezwykle męcząca, jednakże mam ogromne pokłady siły uwalniające się w potężnych skrzydłach. Wyćwiczyłam swą wytrzymałość podczas szturmowania na wroga oraz pilnowania swoich zawziętych wojaków, kiedy musieli się kurować. Ciekawe jakby potoczył się mój los, gdybym została generałem i udało się powstrzymać Ariene. Mogłabym spokojnie zachować czystość rodu i prowadzić do jego polepszenia! Och, byłabym świetną głową rodziny. Wadera zasygnalizowała, że możemy ruszać dalej. Zadowolona i pewna siebie z rozmachem wzbiłam się w powietrze. Lot nie trwał długo, jednakowoż usłyszałam dziwny, dość przerażający dźwięk. Natychmiast wylądowałam. Zastrzygłam uszami i wsłuchałam się odgłosy przyrody, patrząc w najbardziej prawdopodobnym kierunku, skąd mogły one pochodzić.
– O co chodzi? – zapytała.
Zignorowałam ją. Nie dlatego, że mam ją w dalekim poważaniu, ale nie byłam jeszcze pewna, co by jej odpowiedzieć. Otwarłam pysk i wysłałam bezdźwięczną falę, która szybko uderzyła o najbliższe drzewa, rozpraszając się na większą ilość i skalę.
– Chodź – rzuciłam beznamiętnie i ruszyłam pędem z miejsca, zostawiając po sobie jedynie kurz.
Niebawem dotarłam do miejsca, a zaraz po mnie Nightshade. Posłała mi pytające spojrzenie, nie wiedziała, czego może się po mnie jeszcze spodziewać. Odwróciłam w jej stronę jedynie głowę i uśmiechnęłam się, odsłaniając ciałem leżące na ziemi niedźwiedziątko, ogromne niedźwiedziątko. Nagle z mojego futra na karku wyjrzało parę mysich łepków i z ciekawością się przyglądało zaistniałej sytuacji. Pisnęły parę razy, po czym zbiegły po moich łapach i przetransportowały się do misia. Ja dokładnie go obejrzałam.
– Jest ranny. Zgubił się i nie czuje się tutaj najlepiej.
– Widzę – odpowiedziała. – Musimy go stąd zabrać, gdzieś w zimniejsze miejsce. Niedźwiedź lodu, lato nie jest jego pora. Nie zdążymy dobiec do niego z medykiem, musimy go czym prędzej przenieść do chłodu, ale jest bardzo ciężki.
– Dam radę go przenieść, jeśli zostaniesz moimi oczami i pokierujesz do odpowiedniego miejsca.
– Nie dasz rady sama, a ja nie będę mogła ci zbytnio pomóc.
– Jeśli skupię się na dźwiganiu, dam radę. Wiem, że dam. Muszę dać! – Zaśmiałam się, chcąc dodać sobie otuchy i pewności siebie. – Jestem aniołem, a anioły pomagają, nie mogę nic nie zrobić dla tego śpiącego maluszka... Choć nie taki z niego maluszek!

Nightshade?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template