19 czerwca 2017

Od Issue ,,Zabawy w Stwórcę'' cz. 6

Mijały lata, a kryształ przechodził przez coraz to nowsze eksperymenty. Za każdym razem profesor dochodził do tego samego wniosku: Ten kryształ był inny od wszystkich, jakie kiedykolwiek stworzył. Nie był tylko bezosobową bateryjką. On żył.
Zwykle dusze wyrwane z ciała przechodzą w stan głębokiego uśpienia, są zbyt słabe, by próbować robić cokolwiek prócz samej egzystencji. Nie mogły już pobierać energii, jedynie żerowały na tym, co uzbierały za życia. Faun -wręcz przeciwnie -działał jak akumulator. Wiele razy profesor napromieniowywał go z pozytywnym skutkiem. Był wniebowzięty swoimi odkryciami, lecz obawiał się mocy swojego obiektu badawczego. Bo kto wie, ile możliwości skrywało jeszcze to stworzenie- i czy w ogóle możliwe jest, by je wszystkie okiełznać.

(Koniec retrospekcji, nie ma tak dobrze, hehe. Może wrócimy do teraźniejszości, nasz Issue domaga się nieco uwagi.)

Właśnie, dużo się przez ten czas działo.
Wszystko było prawie gotowe, większość składników na idealny wynalazek była właściwie zebrana. Po najlepszej jakości metale szlachetne musiałem zajść aż w góry, do starego, dobrego przyjaciela. Ten wilczy lebiega z kryzysem wieku średniego to dobry gość, nigdzie indziej nie miałem aż takiej gwarancji jakości metalu (oraz niskich cen). Miał tylko jedną, wyraźną wadę: lubił się urządzać w najgłębszych i najciemniejszych jaskiniach śnieżnych gór. Cała masa pająków, robactwa, brudu i innego tego typu świństwa...nie mam pojęcia jak on tam wytrzymuje. Za to wie skubany jak przerobić wnętrze. Też zamontuję sobie robo-smoczka nad sufitem (jak go najpierw skądś wytrzasnę), wyglądał doprawdy majestatycznie.
Stalowe śruby wytrzymujące wysokie temperatury również już wytopiłem, tłoki złożyłem, zębatki polakierowałem.
Cała pracownia biła jednym rytmem, wszystkie jej odnogi składowały różne części projektu.
W prawym skrzydle składowałem płytki potrzebne do pancerza, w lewym- studziły się wielkie piece hutnicze. Nie były już potrzebne.
***
Pip wleciał przez próg jaskini, ledwo co nie rozbijając samolotu o jeden ze stalagnatów. Ciągnął za sobą dość pokaźnych rozmiarów balast, dokładniej wiązkę śnieżnobiałych nici, lśniących srebrem w blasku dnia.
- Mogłeś powiedzieć, że jednorożce tak nie lubią strzyżenia.- Stęknął raz czy dwa i zaparkował swój mini pojazd na blacie biurka.- Wziąłbym dodatkowe ochraniacze na łapki.
- A ty znowu nic, tylko marudzisz...- Westchnąłem i przesunąłem lapą po pięknym końskim włosiu, świeżo ściętym z grzywny.- Jakie one cudne.
- Wiem.- Miauknął w odpowiedzi i wyciągnął z wnętrza pojazdu stalowe nożyce. Położył je pod koła samolotu.
Pomimo iż włosie wyglądało niezwykle zwiewnie i lekko, ważyło odwrotnie proporcjonalnie do moich początkowych założeń. Jednak dzięki temu zachowają swoją wytrzymałość. Wspomniałem już, że są ognioodporne?

CDN

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template