– Wstawaj, leniu! Jakaś pani przyniosła nam piłkę i linę. Zrobimy sobie zawody! – wykrzyczałam do biednych uszu mojego brata. Wstał i popatrzył na mnie z lekką złością i ciekawością tego, co wymyśliłam.
– Tłumacz zasady – powiedział, dając tym samym znak na to, że się zgadza, bo co innego mogliśmy tutaj robić?
– Przeciągamy linę, a przegrany oddaje kolację – powiedziałam dumna z mojego pomysłu
– Okej! – odpowiedział. Wzięłam troszkę wody i zrobiłam linię na podłodze.
Zaczęła się zabawa — na początku Zico radził sobie równie dobrze, co ja, ale nie mogłam pozwolić mu wygrać. To, że byłam kilka minut młodsza, nie dawało mu przewagi...
Po jakichś piętnastu minutach, minimalnie przeciągnęłam brata za linię.
– Wygrałam! Oddajesz mi kolację! – zawołałam z radością. Po chwili jednak ucichłam, tak jak wszystkie szczeniaki (a było nas w sumie sześciu). Ktoś się zbliżał.
Ludzie przywieźli ogromnego basiora z jednym okiem. Wszystkie szczeniaki zaczęły śmierdzieć strachem, no prawie wszystkie. Ja i mój brat się nie przestraszyliśmy. Owy smród dodawał nam siły i pewności siebie.
– Tłumacz zasady – powiedział, dając tym samym znak na to, że się zgadza, bo co innego mogliśmy tutaj robić?
– Przeciągamy linę, a przegrany oddaje kolację – powiedziałam dumna z mojego pomysłu
– Okej! – odpowiedział. Wzięłam troszkę wody i zrobiłam linię na podłodze.
Zaczęła się zabawa — na początku Zico radził sobie równie dobrze, co ja, ale nie mogłam pozwolić mu wygrać. To, że byłam kilka minut młodsza, nie dawało mu przewagi...
Po jakichś piętnastu minutach, minimalnie przeciągnęłam brata za linię.
– Wygrałam! Oddajesz mi kolację! – zawołałam z radością. Po chwili jednak ucichłam, tak jak wszystkie szczeniaki (a było nas w sumie sześciu). Ktoś się zbliżał.
Ludzie przywieźli ogromnego basiora z jednym okiem. Wszystkie szczeniaki zaczęły śmierdzieć strachem, no prawie wszystkie. Ja i mój brat się nie przestraszyliśmy. Owy smród dodawał nam siły i pewności siebie.
Wracając do dużego basiora; czuć było od niego ból, gniew i zdezorientowanie. Do tego nie wiadomo z kąt miał na sobie trochę zapachu mamy. Może się znają, pomyślałam.
Ludzie coś mu wstrzyknęli i obwiązali miejsce z pustym oczodołem bandażem. Potem został przeniesiony do klatki naprzeciwko naszej. Na drzwiach powieszona była tabliczka z napisem „Przenieść o 20:00”. Za nic w świecie nie wiedziałam, gdzie i po co go przeniosą, ale wiedziałam, że o dwudziestej otworzą go z powrotem i będzie miał okazję zaprezentować swoją siłę.
Ludzie sobie poszli, a basior zaczął coś mruczeć pod nosem. Po chwili zdał sobie sprawę, że nie słyszymy go wyraźnie i powtórzył to, co grymasił, tylko z groźnym i głośnym tonem głosu.
– Wy dwoje... – Wskazał mnie i Zico. – W waszych żyłach płynie zdradziecka krew! – wydarł się na nas. Mój brat stanął przede mną i przyjął pozycję obronną, choć wiedział, że basior teraz nam nic nie zrobi.
– Nieprawda! Nikt z nas nikogo nie zdradził! – odpowiedział Zico
– Oooch, mamuśka nie mówiła... W sumie trochę mi was żal, a zwłaszcza ciebie, mały wojowniku – zaśmiał się gorzko. – Ale i tak macie w sobie jej krew, a to się nie zmieni! – Z trudem wstał i podszedł do siatki. – Ciekawe, czy matka będzie was broniła...
Basior gapił się na nas ze zwycięską miną, a inne szczeniaki zaczęły się nas bać i odsuwać do kąta.
– Tchórze – warknęłam w ich kierunku. – A co do ciebie... – zwróciłam się do basiora. – Wiedz, że mamusia nie jest nam potrzebna. Umiemy walczyć sami! Na pewno niedługo się przekonasz... – Poszłam pod ścianę i się położyłam. – Zico, ruszaj tyłek! – wydarłam się na brata, który po chwili podszedł i położył się obok mnie. Zasnęliśmy.
Ludzie coś mu wstrzyknęli i obwiązali miejsce z pustym oczodołem bandażem. Potem został przeniesiony do klatki naprzeciwko naszej. Na drzwiach powieszona była tabliczka z napisem „Przenieść o 20:00”. Za nic w świecie nie wiedziałam, gdzie i po co go przeniosą, ale wiedziałam, że o dwudziestej otworzą go z powrotem i będzie miał okazję zaprezentować swoją siłę.
Ludzie sobie poszli, a basior zaczął coś mruczeć pod nosem. Po chwili zdał sobie sprawę, że nie słyszymy go wyraźnie i powtórzył to, co grymasił, tylko z groźnym i głośnym tonem głosu.
– Wy dwoje... – Wskazał mnie i Zico. – W waszych żyłach płynie zdradziecka krew! – wydarł się na nas. Mój brat stanął przede mną i przyjął pozycję obronną, choć wiedział, że basior teraz nam nic nie zrobi.
– Nieprawda! Nikt z nas nikogo nie zdradził! – odpowiedział Zico
– Oooch, mamuśka nie mówiła... W sumie trochę mi was żal, a zwłaszcza ciebie, mały wojowniku – zaśmiał się gorzko. – Ale i tak macie w sobie jej krew, a to się nie zmieni! – Z trudem wstał i podszedł do siatki. – Ciekawe, czy matka będzie was broniła...
Basior gapił się na nas ze zwycięską miną, a inne szczeniaki zaczęły się nas bać i odsuwać do kąta.
– Tchórze – warknęłam w ich kierunku. – A co do ciebie... – zwróciłam się do basiora. – Wiedz, że mamusia nie jest nam potrzebna. Umiemy walczyć sami! Na pewno niedługo się przekonasz... – Poszłam pod ścianę i się położyłam. – Zico, ruszaj tyłek! – wydarłam się na brata, który po chwili podszedł i położył się obok mnie. Zasnęliśmy.
Lupin?