- Cześć! My się jeszcze nie znamy… Jestem Victroia. Tutejszy przewodnik i odkrywca. Kim jesteś? - obok mnie stała młoda wadera. Na pierwszy rzut oka było widać, że się lekko boi. Miałem zamiar to wykorzystać. Uśmiechnąłem się sztucznie i zapytałem:
- Co tutaj robisz tak sama? Niebezpiecznie jest tak chodzić samemu po lasie. Zwłaszcza jak się jest kimś tak małym. - wstałem, wyszczerzyłem kły i zacząłem się zbliżać. Wadera odsunęła się i ponownie zapytała:
- Kim jesteś?
- Kimś, komu nie powinnaś zawracać głowy. Kimś, kto w każdej chwili może się na Ciebie rzucić i Cię rozszarpać bez zastanowienia.
- Emm... - spojrzała na mnie nie pewnie i zrobiła kolejny krok do tyłu.
- Boisz się mnie. Tak? Teraz masz wyjście i możesz uciec. A jak nie, to zobaczysz jak to jest powoli umierać w torturach. - kłapnąłem pyskiem przed nią, a ona skuliła się. Ja jedynie się zaśmiałem i powiedziałem:
- Radzę Ci już iść, zanim mnie rozgniewasz.
Odwróciłem się i znów usiadłem nad jeziorem, nie zwracając uwagi na waderę, która patrzyła na mnie. Nie wiem co sobie myślała, i miałem to gdzieś. Wątpię, by taki kurdupel nie uciekł. Uśmiechnąłem się na myśl, jak Victoria krzyczy przerażona i ucieka z podkulonym ogonem. Jednak wątpiłem, by coś takiego nastąpiło.
Gdy tak siedziałem, usłyszałem powolne kroki. Ktoś się zbliżał... Nie, oddalał... Nie, znów się zbliża... I oddala. Cholera. Odwróciłem głowę w stronę, z której dochodziły dźwięki. Znów ta wadera. Powoli wstałem i warknąłem odwracając się do niej:
- Ostrzegałem. Moja cierpliwość się skończyła.
Spojrzałem na nią i bez zastanowienia skoczyłem w jej stronę.
Victoria?
Nie wiedziałam zbytnio jak mogła by się zachować Vi w takiej sytuacji, więc wyszło, jak wyszło. Jak coś źle zrobiłam, to przepraszam.