Rośliny i zwierzęta budziły się po długim śnie do życia. Kalista powoli stąpała lasem przed siebie, pozostawiając w glebie głębokie ślady swoich dużych łap i z przyjemnością chwytając chłodny wiatr we włosy.
Wydawało się, że nic się nie zmieniło, wciąż ten sam zapach przygody, jednak przekraczając ponownie umowną granicę terenów WSO, niespodziewanie poczuła dreszczyk przechodzący przez całe jej ciało.
Było to tak, jakby ktoś rzucił w nią czymś płynnym, na przykład wodą
z miski. Uchyliła uszy w tył, okazując zakłopotanie. Usiadła na moment
i odruchowo przetarła pysk łapą, a chociaż był całkiem suchy, ona odczuwała wilgoć w dodatku wcale nie przez wiosenną pogodę.
Nie minęło kilka chwil, odkryła, że nie może używać swoich mocy.
Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło, magiczne umiejętności były
z nią od małego. Biegała rozkojarzona do biblioteki i z powrotem.
Wilk magii bez możliwości użycia mocy? Kalia czuła się taka... bezużyteczna. Najbardziej jednak bolała ją świadomość, że nie mogła uzyskać dostępu do swojej bezpiecznej Przestrzeni Kodów.
Początkowo myślała, że to jakaś klątwa, więc zacięcie szukała informacji w wielu tomach książek, a gdy to ją zawiodło, próbowała pobudzić moc przez podniesienie adrenaliny. Niestety ani zimna kąpiel, ani skok z wysokiego drzewa nie pomógł... tylko bardziej podbudował strach, a panika jest gorsza od pożaru, dlatego zrobiła głęboki wdech i zwinęła się w kłębek w kącie swojej starej, dobrej drzewnej jamy.
Pierwsze kilka dni miała objawy depresji i problemy z funkcjonowaniem, gdyż magia zawsze była jej pomocą w codziennych, podstawowych czynnościach. Nie jadła i nie wychodziła przez dwa dni, ciągle spała, piła zapas wody i znowu spała. Z czasem jednak Kaliście zaczęła się włączać instynktowna chęć przetrwania. Przecież nie można wiecznie się użalać nad sobą, siedzieć w miejscu i zdychać z żalu! Wstała i otrzepała się z kurzu. Odrzuciła grzywkę do tyłu i splątała trawą, by nie opadała jej na oczy. Musiała działać jakkolwiek. Szybko się ogarnęła. W ciągu kilku godzin zaplanowała dokładnie polowania i tworzyła coraz to nowe mechaniczne narzędzia czy pułapki na zające, gdyż głód wdał jej się we znaki.
Raczej nie polowała na kopytne zwierzęta, bo mało z nich zapuszczało się blisko jej terytorium, podobnie inne wilki. Jednak gdyby miał się jakiś zjawić, to unikałaby ich z bezpieczeństwa własnego, chociaż aktualnie przebywała w rejonie dość zniszczonym przez smoki, więc i tak rzadko pojawiała się tu inna żywa dusza. Odkopała ze schowka swoje stare notatki i dla relaksu rozwiązywała łatwe zadania matematyczne i łamigłówki, które kiedyś dostała od kumpla...
Po około miesiącu uspokoiła się i przyzwyczaiła do dzikości na tyle, że brak magii przestał ja już bardzo dręczyć. Silna z niej baba mimo wad.
Korzystała ze wszystkiego, co dała jej natura. Wracała do zachowań swoich zapewne praprzodków, którzy dopiero odkrywali tajniki Matki Ziemi.
Dni jej się bardzo dłużyły i często wykorzystywała je na fazowy odpoczynek, za nocy zaś aktywnie działała i walczyła z przeciwnościami losu. Wiele rzeczy zawracało jej głowę, postanowiła się przede wszystkim podszkolić
z medycyny, gdyż jej ciało było teraz mniej odporne. Potrzebowała witamin
i minerałów. Z pomocą przyszły jej ryciny z leksykonu roślin z biblioteki. Skoro już przy bibliotece jesteśmy, budowała trochę kolejne mięśnie, targając naukowe książki w torbach. Zaczęła też więcej używać swoich silnych łap do wspinaczek oraz wyćwiczyła swoje naturalne umiejętności słuchu, a przy tym szybkości reakcji w drogach po zdrowe korzonki roślin. Jednak ile można być samemu? Brak drugiej osoby czy obiektu zainteresować powrócił do niej jak piorun, gdy tylko zaczęła wspominać stare czasy.
- Harbringer... ciekawe co u niego? - odezwała się cicho do siebie i uroniła jedną, długą łzę. W sumie od wojny ze smokami opuściła przyjaciela bez słowa. Nie powinna była tak postąpić, ale jeszcze dalsza przeszłość wdała jej się we znaki i musiała załatwić wiele spraw poza watahą. Teraz jednak wróciła. Przymknęła oczy i znieruchomiała na parę sekund, gdy je otworzyła, dostrzegła w oddali ścieżkę, której wcześniej nie zauważyła. Postanowiła, że z rana ja sprawdzi i w końcu ruszy między wilki. Powinna rozpocząć druga część nowego życia.
Gdy tylko wstała przed świtem i dokończyła wczorajszą kolację, spakowała niektóre ważne manatki do torby i pewnym krokiem ruszyła wydeptaną, widocznie dawno temu, ścieżką
w stronę centrum. W połowie drogi pochwyciła znajomy, niezapomniany słodki zapach. Słaby, lecz charakterystyczny owocowo - kwiatowy, zapach futra alfy. - Mam cię Kesame. Kopę lat. - Uśmiechnęła się pod nosem
i przyspieszyła.
koniec uwu