Rozejrzałem się dookoła, próbując znaleźć coś nieco bardziej zajmującego. Nigdy nie należałem do osób, które mogłyby stać i nic nie robić. Mój wzrok padł na dziwaczne wgłębienia, widoczne nieopodal w lodowym puchu. Zbliżyłem się do nich. Ha! Chyba miałem szczęście. Były to ślady drobnych łap (w każdym razie mniejszych od moich). Ciągnęły się dość daleko, najwyraźniej wilk ruszył z odległego punktu po mojej prawej stronie. Za tym mogła kryć się ciekawa historia. No, o ile znowu nie wpadnę na jakąś niezadowoloną z życia waderę, która zruga mnie, że przeszkadzam jej w swobodnym istnieniu.
Ruszyłem wzdłuż niewielkich, odbitych w śniegu łapek, zastanawiając dokąd mnie zaprowadzą. Nie wędrowałem w sumie zbyt długo, może jakieś 20, 15 minut, gdy dostrzegłem jakieś specyficzne czarne kształty. Nietypowe cosie były porośnięte futerkiem i lekko się poruszały. Nie przypominały mi niczego, co widziałem do tej pory.
Zrobiłem kilka kroków do przodu, pochylając się lekko w stronę ów dziwnego znaleziska i dopiero wtedy zrozumiałem, że nie jest to kilka ciemnych stworzonek, lecz jeden dwukolorowy wilk, ten sam którego tropy mnie tu przywiodły. Reszta jego futra była idealnie biała, dlatego wcześniej po prostu jego sierść zlała mi się z podłożem.
Wilk oddychał, ale wydawał się być w złym stanie. Dotknąłem jego ciała. Był lodowaty. Bez zastanowienia włożyłem go sobie na plecy. Gdy to zrobiłem zauważyłem, że na śniegu leżało jeszcze coś. Wstążka miała dziwną barwę, trudno określić czy czerwoną, czy różową. Złapałem jej rombek w pysk i ruszyłem do medyków.
Morrigan?