- Spotkajmy się jutro! O świcie po ciebie przyjdę, nie zapomnij, i spakuj coś do walki! - prawie wykrzyczałam z radości.
Mieliśmy iść i zapoznać się z terenami poza watahą. To niesamowita przygoda!
*pół godziny później, gdy dotarłam do domu*
Muszę się spakować... Co zabrać? Zaczęłam nerwowo latać od półki do półki. W końcu zdecydowałam się na parę noży do rzucania, pelerynę z kaprurem i talizman od Rainbow - talizman tęczy, cenny dla nas, wilków wielbiących barwne zjawisko. Wszystko było już gotowe. Czas spać, jutro wielki dzień!
*o brzasku*
- Harbinger! Harbinger! - szeptałam, szukając basiora po jaskini. - HARBINGER GHOST!!! - w końcu wydarłam się, unosząc się w powietrzu.
- Jestem, jestem. - ziewnął. - Czy naprawdę musimy już iść?
- Taaaaak, będzie ekstra! - wykrzyknęłam i zrobiłam w powietrzu salto.
Zaczęliśmy wędrówkę.
Wszystko szło spokojnie, kilka godzin już szliśmy po watasze, gdy napotkaliśmy granicę.
- Czy napewno chcemy to robić? - zapytał.
- Nie ma sensu się wracać. - odparłam, i przeskoczyłam niczym rumak na drugą część "świata".
Basior westchnął, i podążył za mną.
Znów droga szła spokojnie. Trafiliśmy na polankę, na pozór wyglądającą spokojnie. Nagle, w krzakach ujrzałam świecące ślepia. Jedna para, druga, trzecia... Dziesiąta?! Tego za wiele.
- Harbingerze, mamy gości. - warknęłam, wznosząc się w powietrze.
Owe wilki szybko przypuściły atak. Walczyliśmy dzielnie, ale dziesięć na dwóch? W końcu dostałam strzałą w skrzydło. Polała się krew. Powoli upadłam na zięmię, i jęknęłam.
- Nie mogę latać! - krzyknęłam do towarzysza, po czym z sykiem wyjęłam strzałę. Nie zauważyłam, jak "przywódca" grupy zbliża się do mnie. Podszedł do mnie od tyłu, i zacisnął łapę na gardle. Ghost próbował mi pomóc, ale dwa wilki zagradzały mu drogę. Obcy przygniótł mnie do ziemi, plecami do dołu. Patrzyłam na niego, poraz pierwszy w życiu przerażona.
- Ładna sztuka. Szkoda że jest z nią tamten osiłek. Hmm... No cóż, podziękuj mu, zabralibyśmy Cię do nas. - powiedział, i przejechał pazurami po moim skrzydle. Krzyknęłam.
- Nigdy w życiu... Za Watahę Smoczego Ostrza... Powiedz, że to dla nich. W imię Kesame. - wychrypiałam.
Dowódca wściekł się, i rzucił się na mnie. Jego pysk zbliżył się do mnie. W końcu kły rozdarły brzuch, aż doskoczył do łba. Pocałował mnie w nos, po czym przegryzł krtań. Odsunął się. Ostatnie co zobaczyłam, to Harbingera rozszarpującego wszystkich po kolei aby się do mnie dostać.
Harbi? Napisz zakończenie, proszę <3
Tak, Rainbow Fire zakończyła swój żywot, bo eliksiru nikt jej pewnie nie da >.<