20 czerwca 2018

Od Simo cd. Antilii

Przymknąłem oczy. Wciągałem powietrze i wdychałem słodki zapach futra wadery, która wtulała się teraz we mnie z przymkniętymi oczami.
- Cieszę się - zacząłem, a moje słowa zostały delikatnie zniekształcone przez miękką sierść - że tu jesteś. Gdyby nie ty, już dawno bym zwariował.
Uśmiechnęła się ciepło, nieśmiało ukazując przy tym rząd białych zębów. Odkleiłem się od wadery i rozglądnąłem po otoczeniu. Wciąż czułem się obserwowany, tak, jakby kilka par oczu towarzyszyło mi dosłownie wszędzie. Tak, jakby znali moją lokalizację i kontrolowali każdy mój ruch.
Nikogo nie było.
Odetchnąłem z ulgą, choć w sercu pozostał lekki niepokój.

- Simo, jak myślisz, kiedy powrócą nasze moce?
Wzruszyłem ramionami. Antilia opierała się teraz o mnie i nie widziałem wyrazu jej pyska. Siedzieliśmy pod koroną rozłożystego dęba. Jego liście przybrały już rdzawą barwę. Gdzieś wśród gałęzi słowik (albo inny ptak, nigdy się na tym szczególnie nie znałem) nucił cichą melodię, a powietrze pachniało słońcem i wilczym rozczarowaniem. Moja pierś unosiła się rytmicznie i spokojnie, jakby świat naokoło nas wcale się nie walił.
- Nie wiem, kochanie - odparłem. Przez chwilę rozkoszowałem się brzmieniem ostatniego słowa i wypowiadałem je w głowie z przyjemnością. Antilia była waderą, która zasługiwała na to słowo po tysiąckroć bardziej niż wszyscy inni. - Mi osobiście on zupełnie nie przeszkadza, ale wiem, że paraliżuje to watahę.
- To trochę przerażające, prawda? - odchyliła nieco głowę, przez co miałem idealną okazję do przelotnego cmoknięcia w czoło. Nie zmarnowałem jej.
- Damy radę. WSO przetrwało już wiele więcej.
Coś z tyłu głowy mówiło mi, że nie powinniśmy rozmawiać o tym tak otwarcie i beztrosko. Teraz jednak, w promieniach popołudniowego słońca, nic nie wydawało mi się bardziej odpowiednie.
Przytaknęła w zamyśleniu i poprawiła się lekko, wciskając mnie mocniej w korę drzewa.
- Gdzie Młody? - zapytałem, jednocześnie spoglądając w górę. Chmury leniwie sunęły po lazurowym niebie. Tak, to zdecydowanie nie była sceneria na zamartwianie się.
Wadera pokrótce przedstawiła mi historię dzisiejszego poranka i tego, jak Ayoko wylądował pod opieką jakiejś wadery, której imienia nie zapamiętałem. Słuchałem całej tej historii, rozpływając się na wietrze i myśląc nad tym, jak bardzo potrzebowałem takiego odpoczynku.
- ...i dlatego właśnie mamy chwilę dla siebie - dokończyła, po czym wzięła głęboki wdech, jakby cała ta opowieść nieco ją zmęczyła.
Odgłos kroków powoli się zbliżał. Otworzyłem jedno oko i z uniesioną brwią przyglądałem się coraz wyraźniejszej sylwetce.
- Chyba jednak nie mamy - skwitowałem cicho i wstałem, kiedy wadera odchyliła się, aby mi to umożliwić.
- Symonidesie - młoda wadera skinęła łbem na powitanie. - Antilio - zwróciła się do niej i znów powtórzyła uprzejmy gest.
- Tak? - odchrząknąłem i wyprostowałem się, starając się trochę rozbudzić. Ostatnio nie mogłem spać i taka chwila wyciszenia była idealnym momentem, aby to nadrobić, jednak widocznie wataha mnie potrzebowała.
- Alfa... - tu zawahała się chwilę - Nicolay wzywa. Potrzebujemy jeszcze paru sprawnych wilków do pomocy przy zabezpieczaniu chwilowego obozu.
W pełni rozumiałem sytuację, lecz mimo to zirytowałem się lekko. Czy chwila spokoju to tak wiele?
- Idziemy - moja partnerka uśmiechnęła się ciepło i rozprostowała skrzydła, które zabłyszczały w świetle. Westchnąłem, przyglądając się jej. Trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno, pomyślałem. - No, Simo, rusz się.
Pomimo każdej zmęczonej cząsteczki mojego ciała, pomimo wszystkich komórek krzyczących, abym pieprzył to wszystko, ja ruszyłem do przodu z pewnością i postanowieniem, że dam z siebie wszystko. Może to dlatego, że nie chciałem zostawiać Antilii z tym samej, a może dlatego, że po wydeptanej świeżo ścieżce biegł do nas Ayoko, uśmiechając się promiennie. Odmachałem mu, ale musiałem się spieszyć, ponaglany przez obcą wilczycę.

Praca nie była ciężka, ale żmudna i całkowicie nużące. Wbijanie kołków i przeciąganie lin nie należało do najprzyjemniejszych, a w dodatku krople deszczu wsiąkły w ziemię i rozbryzgiwały na wszystkie strony. Padało bowiem od jakiegoś czasu; zaczęło niedługo po tym, kiedy przerwano nam wypoczynek. Zapach wilgotnych liści i mokrego futra drażnił nos, błoto przyklejone do brzucha utrudniało ogólne funkcjonowanie. Powieki wydawały się teraz wyjątkowo ciężkie.
- Ayoko jest pod namiotami, prawda? - zapytałem, trzymając jednocześnie w zębach linę, przez co wyszło to trochę komicznie. Mówiąc namiot miałem na myśli oczywiście sporą płachtę narzuconą na przygotowane do tego pnie i związaną tak, by wszystko nie pospadało.
- Mhm, śpi - odparła, przechwytując linę i naprężając ją. Spoglądała teraz na mnie ze zmarszczonymi lekko brwiami; wyglądała na szczerze przejętą i zmartwioną. - Ty też powinieneś, nie wyglądasz najlepiej.
- Och, dziękuję - odparłem sarkastycznie i wesoło, na co ta zaśmiała się cicho.
- Idź, ja zaraz do ciebie dołączę - ponagliła mnie, odbierając kolejną linę. Ja bez słowa podawałem kolejne, nie zwracając już nawet uwagi na krople spływające mi po pysku. - No idź!
Pomagałem do końca.

Rano obudził nas huk wiatru i rwanego materiału. Zerwałem się na równe nogi i wybiegłem, aby oszacować straty.
- Co się dzieje?! - zapytał ktoś z tłumu, przytrzymując łapami wymykającą się narzutę. Ktoś inny krzyknął, jeszcze inni ukrywali się przed latającymi konarami.
Nie było burzy ani deszczu. Właściwie gdyby odliczyć dudniący w uszach szum wiatru, panowałaby absolutna cisza.
- Simo - głos Antilii, choć cichy, dotarł do mnie od razu. Doskoczyłem do niej i objąłem łapą, sprawdzając, czy jest cała. - Simo...
Była tak cholernie roztrzęsiona. Od razu wiedziałem, co się stało. Mój wzrok zaczął prześlizgiwać się po wilkach, próbując rozpoznać tego jednego małego wilczka. Nie musiała mówić, żebym wiedział.
- Nie mogę znaleźć Ayoko...
Nie było go tu.

Antilio, Skarbie?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template