23 czerwca 2018

Od Inveth cd. RF

Prychnęłam pod nosem i kopnęłam leżący obok moich łap kamyk, który potoczył się teraz z górki i wpadł do płytkiej kałuży jakieś pięć metrów od nas. Basior przypatrywał mi się z boku, śledził moje ruchy, jakby chciał rozgryźć moje rozumowanie. Nie podobało mi się, więc, unosząc wyzywająco podbródek, zaczęłam:
– Nie gap się tak, nie jestem muzealnym eksponatem.
– Możliwe – Klapnął językiem i przestał się tak wpatrywać.
Potem uśmiechnęłam się szeroko, a on uniósł brew, pewnie nie do końca wiedząc, dlaczego tak nagle zareagowałam.
– Masz ogień?
– A powinienem mieć?
Mój pysk rozciągnął się w uśmiechu jeszcze bardziej.
– Podpalmy coś!
– Chwila... – Zmarszczył brwi i uniósł łapę, wyrażając bezgłośne „uspokój się”. – Skąd niby wytrzaśniemy ogień? Nie mamy...
– Nie mamy mocy – zgodziłam się, przekrzywiając lekko łeb. – I co z tego? Chodź za mną.
Czułam bijącą od niego ciekawość; ja sama byłam podekscytowana tym, co chciałam zrobić, choć nie było to nic niecodziennego.
– Po prostu rozpal ogień – mruknęłam, stojąc nad basiorem i dwoma kawałkami ostro zakończonego krzemienia. Obydwa mieniły się w słońcu rudym blaskiem i pachniały, nie wiedząc czemu, ziemią i dymem.
Bez słowa uderzył o siebie kamieniami i powtarzał cały proces aż do uzyskania iskier, które skierował na trzymany przeze mnie, suchy patyk. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Znowu.
Kiedy pierwszy, nieśmiały płomyk pochłonął końcówkę patyka, oczy moje jak i basiora zalśniły w jego blasku.
– Podpalmy coś.
Odpowiedział praktycznie od razu.
– Dobrze.
Bez zawahania zbliżyłam płonący patyk do suchej trawy — czułam bijące od płomieni ciepło na pysku i napawałam się tą chwilą. Krwista czerwień i soczysty pomarańcz były wszystkim, co widziałam i tylko to się liczyło.
Niemalże namacalne było niewypowiedziane pytanie basiora, które zawisło nad nami. „Tak można?” — „Nie”.
– Nie mogę nad nim zapanować – odezwał się chrypliwym głosem. Zaraz jednak znów odzyskał ciepłą i delikatną barwę, zapewne lżejszą niż moja. – Kiedy to się skończy?
Nie odpowiedziałam, pozwalając pytaniu rozpłynąć się w powietrzu. Zebrałam całą energię pod skórą, ale nie mogłam jej uwolnić; jakby parowała, uchodziła ze mnie, nie chcąc wytworzyć płomieni — moich kochanych, własnych, trawiących drzewa i przynoszących śmierć.
– Rache Feuer – wypowiedziałam cicho. Zabrzmiałam nieco złowieszczo, ale postanowiłam to zignorować. – Nie będę o sobie opowiadać.
Spojrzałam na niego. Trawa wokół nas płonęła. Wbijał we mnie spojrzenie, a jego białe futro lśniło w blasku płomieni. Musiałam wypowiedzieć słowa, które same cisnęły mi się na usta. Potrzebowałam rozrywki, czegoś, co uwolni ze mnie całe to napięcie, a basior stojący obok wydawał się idealny do towarzystwa. Czułam od niego zapach śmierci.
– Zabijmy coś.

Rache Feuer? 

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template