- Ludzie? - Rzucił jeden z mniejszych, kuląc się do starszej siostry.
- Daj spokój ofermo, ludzie nie są straszni! - Zarechotał jakiś chojrak stojący na pieńku. - Ja słyszałem, że w tym lesie grasuje stado nieumarłych.
- Nieumarli nie istnieją.- Prychnęła czarna, słodka waderka, nieudolnie starając się nie okazywać niepokoju.- Mi mama mówiła, że raz na sto lat z tego lasu wychodzi zły duch. Duch starego, białego wilka, który pogrążył poprzednią watahę w głodzie i pożodze.
- Tak, też to słyszałam.- Z tłumu odezwała się starsza siostra najmłodszego wilczka, cała w łaty.- Podobno sto lat temu była tu jeszcze inna, starsza wataha, ale ich Alfa zrobił coś bardzo złego jej członkom. Mówi się, że ich zbłąkane dusze nadal…
- A duchy to nie nieumarli?- Przerwał jej chojrak( już go tak nazwę , nie chce mi się go pytać o imię).- W takim razie one też nie istnieją!
- Duchy to pozostałości żywych.- Wtrąciłem się. – Ich energia życiowa, która opuściła ciało. Nieumarli to opętane ciała niegrzecznych szczeniaków, którzy przerywają kolegom.
Chojrak przełknął ślinę.
- Legenda głosi, że był tak zły i okrutny, że nawet sami bogowie wstydzili się tego, którego pobłogosławili tytułem Alfy. Zesłali straszliwą karę na całą watahę, a ten bór stał się ich grobowcem.- Dodała czarna waderka.
- Jednak wataha nigdy nie zaznała spokoju.- Kontynuowałem ich zabawną grę w dokańczanie tej bajki.- Przez klątwę boskiego rodzeństwa biały wilk nie ma prawa wyjść poza teren tego nawiedzonego boru. Jednak ich czar może trwać jedynie 100 lat.
W tłumie dosłyszałem wstrzymywane oddechy.
- A…a da się to jakoś policzyć?- Mruknął najmłodszy.
- Nikt, kto pamięta, kiedy to się zdarzyło, nie dożył naszych czasów.- Nachyliłem się nad małolatem, szczerząc ostre ząbki.- Ale legenda mówi, że można to odczytać w inny sposób. Podobno dzień, w którym klątwa zostanie złamana ma być lustrzanym odbiciem nocy, w której biały wilk oddał swoje ostatnie tchnienie. - Spojrzałem po zastygniętych w przestrachu szczeniakach.- Mówią, że zły Alfa umierał oblany blaskiem księżycowej pełni…- mój głos był podszyty jadem i grozą.
Grupka spojrzała w niebo; część z nich pisnęła widząc pełną, srebrną tarczę księżyca, owianą smugami czarnych chmur.
-…dokładnie takiej, jak ta.
Coś złamało gałązkę w głębi lasu. Już nie musiałem wiele dodawać, wyobraźnia tych naiwniaków pracowała lepiej od mojej, haha! Już zaczynają panikować, oczekując tego, co wyskoczy na nich zza drzew.
- To biały Alfa!- Chojrak wrzasnął, widząc sylwetkę wilka w ciemnościach. - Spadamy stąd!
- Ej, czekajcie!- Zaśmiałem się.- To nie żaden biały Alfa.
Podszedłem do zarośli , nie mogąc powstrzymać rechotu. Ta, miałem rację; to tylko zbłąkana duszyczka, chcąca ogrzać się trochę przy ognisku i posłuchać moich genialnych historii o duchach. Oczywiście miałem taką nadzieję. Inaczej nie dam bonu na niestraszenie...pięciominutowe (No co, też chce mieć jaką radość z życia!).
- Przyjdź bliżej, jakieś miejsce się na pewno znajdzie.- Zachęciłem, po czym zwróciłem się z powrotem do ogniska.
- A-a skąd wiesz? – Wyjąkał jeden szczeniak. - To może być on, księżyc się zgadza.
- To była ciemna, burzliwa noc. - przypomniała mu czarna waderka. - Dopóki żadem deszcz nam nie zgasi ogniska, jesteśmy bezpieczni.
Po chwili po lesie poniósł się cichy grzmot.
Ktosiu, dosiądziesz się?