27 czerwca 2018

Od Toxikity cd. Alpina

– Zamorduję go... – warczałam do samej siebie, kipiąc wręcz ze złości. Byłam tak wściekła, że nawet ci „wielcy bogowie” nie byliby w stanie mnie uspokoić.
Usiadłam na ziemi, starając się nie zwracać uwagi na wbijającą mi się sierść w zadek, i zaczęłam rozmyślać — jak to odwrócić?
Wstałam z ziemi i postanowiłam wyjść z jaskini na świeże powietrze; tak więc wyszłam, lecz to, co powitało mnie od razu po wyjściu... Cóż, mogłam się tego spodziewać. Większość wilków zaczęła szeptać, parskać pod nosem, a niektórzy wyśmiewali mnie, patrząc mi prosto w oczy.
Dzień zapowiadał się cudownie.
Warknęłam w ich stronę, wyklinając pod nosem najgorsze obelgi, jakie tylko przychodziły mi na myśl. Nie dość, że stałam się aktualnym pośmiewiskiem watahy, to jeszcze byliśmy w krytycznej sytuacji. Smoki wygrały tę wojnę i byliśmy zmuszeni wyemigrować z naszych terenów w nieznaną nam podróż, w nieznaną krainę. Postanowiłam wyruszyć w stronę jaskini Alpina, która, miałam nadzieję, że jeszcze nie była opustoszała. Stawiając szeroko łapy, szłam w towarzystwie idących w przeciwną stronę gromadek zapakowanych torbami wilków, co jakiś czas czując na sobie ich zszokowane spojrzenia. Śmiało mogłam przysiąc, że dzień ten był moim najgorszym dniem, zaraz po staniu się tym, czym jestem teraz. Minęłam jaskinię bet i byłam już niemal u celu, kiedy zajrzawszy pyskiem do wnętrza jaskini, nikogo nie zastałam. Jedynie własny cień, otulony blaskiem zachodzącego za mną, w oddali, słońca.
– Alpin? – odezwałam się, lecz odpowiedziało mi echo własnego głosu, z czego nie byłam zadowolona. Wręcz przeciwnie, mój gniew stawał się coraz silniejszy. Tupnęłam zdenerwowana łapą, próbując się domyślić, gdzie jest, lecz nic nie mogło mi przyjść do głowy. W końcu zdecydowałam się na pójście do biblioteki...
Ku moim przypuszczeniom, faktycznie, nie zaznałam basiora w miejskiej bibliotece. Byłam zła, zawiedziona i wkurzona. Wyszłam z biblioteki, prawie staranowana przed parę wilków biegnących w stronę szpitalu.
– Ej, odbiło wam? – warknęłam głośniej, ale nie usłyszałam odpowiedzi, za to usłyszałam ich rozmowę.
– Ty biegnij po uzdrowiciela, ja biegnę po szamana. Biedak... – wysapała i oboje rozbiegli się w przeciwne strony.
Wbrew mojej woli, zaciekawiłam się zaistniałą sytuacją. Pobiegłam za wilczycą aż do szamana, podsłuchując się rozmowie, która toczyła się na temat pewnego nieprzytomnego basiora, leżącego bezwładnie na plaży. Z połowiczną wiedzą na temat zaistniałego zajścia, wyruszyłam w kierunku kamienistej plaży, na którą drogę straciłam ponad trzydzieści minut swego nędznego, miernego życia, lecz kiedy na nią dotarłam, w oczy rzucił mi się znany mojej osobie wilk. W zdziwieniu podbiegłam do znajomej twarzy, która wyglądała, jakby się czymś porządnie upiła, ale Alpin, pijany? Coś nie chciało mi się w to wierzyć.
– Alpin, wstawaj – Szturchnęłam go łapą w bark, lecz ten ani drgnął. – Alpin, chol*ra jasna, masz mnie naprawić! – krzyknęłam mu do ucha, a ten mlasnął raz, czy dwa, a potem odwrócił się na drugi bok. – O bogowie... Dlaczego mam takiego pecha do znajomych? – westchnęłam zirytowana, przekręcając oczami.
Pochyliłam się nad głową basiora, wgapiając się w jego śpiącą twarz, aż w końcu wilk zaczął powoli otwierać oczy. Widząc to, udsunęłam się od niego, pozostawiając mu trochę więcej swobody. Alpin zakaszlał, a niedługo potem trochę się chwiejąc, stanął na cztery łapy.
– Brawo, mistrzu, obudziłeś się... A teraz mnie odczaruj! – odchrząknęłam, a jego wzrok padł na mnie i na moje ciało. Zauważyłam, jak jego policzki się nadymają, a on sam próbuje powstrzymać się od parsknięcia.
– Odczarować? Ale...
Widać było, że wilk jeszcze nie do końca w pełni kontaktował ze światem, ale mnie to zupełnie nie przeszkadzało. Liczyło się dla mnie to, że Alpin na bank wiedział, jak to wszystko odkręcić.
– Tego się nie da cofnąć...
Po wypowiedzeniu ostatniego zdania, cała nadzieja wyparowała. Jak to powiadają — nadzieja matką głupich, i tak też było w tym przypadku. Moim przypadku.

Alpin?
Wybacz, że takie krótkie, i że opo nic nowego nie wnosi, ale nie mogłam pozwolić sobie zmuszać Cię do dłuższego czekania. Mam nadzieję, że uratujesz sytuację :/

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template