Odwróciła wzrok w momencie, w którym ja również spojrzałem gdzieś w bok, na gęste krzaki, które leniwie kołysały się na wietrze. Chłodny wiatr, nie mocny, lecz przenikający bezwzględnie przez futro. Dziś wiało z północy.
– Wybacz mi dzisiejsze roztargnienie – odchrząknąłem i uśmiechnąłem się ciepło, skutecznie rozwiewając skrępowanie, które zaległo pomiędzy nami niczym gęsta mgła. Z doświadczenia wiedziałem, że nie mogę dopuścić do sytuacji, w którym wypełniłoby ono nasze umysły.
– Nic się nie stało, Panie Alfo.
Mój uśmiech się pogłębił, przez co zielonkawa skóra na policzkach wadery przybrała nieco cieplejszy odcień.
– Do twarzy ci z takim rumieńcem – dodałem półgłosem, choć od razu tego pożałowałem. Nie powinienem, to nieprofesjonalne.
Szkoda, że pokusa była tak silna.
Tak naprawdę w tamtym momencie ją zatkało. Wstałem i bez słowa odszedłem na parę kroków, pozostawiając jej przestrzeń do swobodnego poukładania myśli w głowie. Nie naciskałem, nie narzucałem się. Tak naprawdę Fenrir jeden wie, co sam wtedy czułem.
Nie powinienem.
– Wybacz, to było głupie – zaśmiałem się, ukrywając zażenowanie swoim zachowaniem. Również się uśmiechnęła, jednak zebranie jakichkolwiek słów zabrało jej kilka sekund więcej, niż powinno.
– To drugi raz, kiedy prosisz mnie o wybaczenie.
Podświadomie czekałem, aż doda to swoje sarkastycznie brzmiące "Panie Alfo", jednak to nie nastąpiło. Uniosłem brew, lecz zaraz potem przybrałem zwyczajną, rozluźnioną postawę, do której tak przywykłem.
– Wiesz, to przez roztargnienie - zacząłem i kontynuowałem widząc, że zainteresował ją podjęty właśnie temat. – Ostatnio dużo się działo.
– Ostatnio? – Prychnęła. Miała rację, nie tylko ostatnio. – Ciągle dużo się dzieje.
– Masz rację. – Chwila przerwy. Wziąłem głębszy wdech, a zimne powietrze wypełniło w całości moje płuca; czułem to dziwne ukłucie mrozu, ale też zapach kwiatów i zbliżającej się wiosny.
Widziałem, że Fasola chce podjąć temat na nowo. Widziałem również, że jest ciekawa, o czym mówię dokładnie; tyle, że chyba wolałem na razie uniknąć odpowiedzi. Może przez to, że nie była to odpowiednia chwila, może przez to, że ktoś mógłby nas podsłuchać, a może najzwyczajniej w świecie przez to, że nie chciałem sam przed sobą przyznać, że poniosłem porażkę jako alfa. Zapomnienie o niej nie będzie taką prostą sprawą.
Znów odchrząknąłem, zbierając na język słowa, które wcześniej obecność Fasoli rozsypała. Znów wciągnąłem jej zapach, zielony jak ona cała.
– Lubisz wiosnę? - Zapytałem, widząc wyraźnie, jak ona sama skrupulatnie zbiera wyrazy, układając je obok siebie na kupce, którą zaraz miała sypnąć mi w oko. Otworzyła pysk, ale znów ją ubiegłem, znów obracając poukładane zdania w popiół. – Oczywiście, że lubisz – uniosłem zawadiacko brew, pozwalając sobie na moment rozluźnienia, na chwilę jakby pijackiego bełkotu, który nie miał sensu, ale który był dziwnie odprężający. – Jesteś Fasolą, na wiosnę się rozwijasz.
Jej wzrok był zaintrygowany, lecz nie zdradzał mi tyle, ile chciałbym, aby zdradzał. Na moment odwróciła wzrok i choć doskonale wiedziałem, że po prostu chce przerwać kontakt wzrokowy, dałem jej na to czas. Czekałem na odpowiednią chwilę, kiedy wypuściła powoli powietrze z płuc, tworząc niewielki obłoczek ciepłej pary.
– Mam rację?
Fasolo? Troszkę się pobawiłam ich relacją ♥