13 lutego 2019

Od Toxikity cd. Coelicolae

Kiedy zapytano ją, czy to do niej przyszła, wadera kiwnęła głową, przez co wilczyca naprzeciw niej wyprostowała się, jakby się tym przejęła. Psycholożka wskazała łapą na stojący w rogu pomieszczenia fotel, zaś wadera o już nie tak żywym, zielonym kolorze futra powlekła się w jego stronę, po czym wskakując na niego, zasiadła na nim. Jej futro było najeżone, ruchy niepewne, a ona sama rozglądała się wzrokiem po pokoju, byleby nie złapać kontaktu wzrokowego z obcą jej waderą.
– W czym mogę pani pomóc? – zapytała, a Toxikita przełknęła gulę w gardle i otwarła lekko pysk, lecz zaraz go zamknęła, nie wiedząc, od czego zacząć. Nigdy nie była u psychologa i nie wiedziała, od czego zacząć, co powiedzieć, a co nie; trudno było się opowiedzieć komuś, kogo się nie znało.
Widząc, że Toxikita milczy i nie wie, co powiedzieć, wadera westchnęła, o dziwo ze spokojem i uśmiechnęła się do niej życzliwie, wiedząc, że to ona musi rozpocząć rozmowę. Zaczęła więc od najprostszych pytań, które nie powinny sprawić problemu w odpowiedzeniu na nie.
– No dobrze, może zaczniemy od klasyki banału, co? – Uśmiechnęła się, starając się wyjść na przyjaźnie nastawioną. Ta zaś nie mogła odkryć, czy faktycznie miała taki zamiar, czy robiła to czysto z niechcenia, nudów. W końcu na tym to polegało, na grze słownej. – Jestem Coelicolae i od teraz będę się tobą zajmować. Jak ci na imię?
– Toxikita – odparła prosto, co ku zadowoleniu wadery nie wypadło aż tak źle. Poczęła więc kontynuować.
– Mogę zapytać, czym się zajmujesz?
– Jestem omegą, czym mam się zajmować, niż stanowieniem kuli u nogi dla watahy? – warknęła pod nosem, czując, jak złe nastawienie przemawia samo za siebie, co było silniejsze od niej.
– Rozumiem… – Sięgnęła po drugi fotel, na którym sama usiadła, po czym za pomocą magicznie zaczarowanego pióra i pergaminu, zaczęła notować wszystko, co padło z ust Toxikity. – Powiedz mi, proszę, z czym borykasz się na co dzień, co jest twoim głównym problemem, co cię blokuje?
– Wszyscy inni, którzy są wokół mnie; ich spojrzenia, sama obecność. Ich szepty – odparła krótko i zwięźle, na co Coelicolae zmrużyła lekko oczy, wydając z siebie zamyślone ’mhmmm’.
– Czyli jesteś introwertyczką?
– Nie. Znaczy się… Tak, ale… To raczej skomplikowane. Po części – zakłopotała się, nie wiedząc, jak się sprecyzować. Z jednej strony lubiła przebywać wśród innych wilków, a raczej straszyć ich samą swoją osobą. Lubiła poczucie, gdy ktoś się jej bał. Wtedy wiedziała, że z pewnością taki osobnik nie podskoczy jej, ani nie zawróci głowy w najmniej oczekiwanym momencie, z drugiej zaś wolała jednak ten spokój i czas spędzany z samą sobą.
– W porządku, nie ma problemu. Powiedz mi teraz, jaki jest twój życiowy problem? Nie, może inaczej. Co chciałabyś w życiu zmienić? – prędko przeszła do sedna spotkania, pytając o to tak bezpośrednio. Toxikita trochę się zdziwiła tym faktem, aczkolwiek ceniła sobie wilki za bezpośredniość, choć nie mogła od razu stwierdzić, że wadera jest taka zawsze.
– Moim problemem jestem ja sama. Od początku nie powinno mnie tu być. Miałam żyć jak normalny wilk, aż coś poszło nie tak i powstało to coś, co wilki zwykły nazywać Toxikitą – warknęła nieco głośniej, czując, jak emocje buzują w jej ciele. Zdziwiła się jednak, że tak łatwo przyszło jej to wydusić z siebie i prędko zaczęła tego żałować, bo wiedziała, że będzie się musiała z tego w niedalekiej przyszłości tłumaczyć. Nawet nie w przyszłości, a zaraz.
– Możesz rozwinąć…? – Wadera przysunęła się, zaintrygowana. Chyba naprawdę musiało jej się w życiu nudzić, że zdecydowała się o taką posadę i naprawdę miała siły i czas, by wysłuchiwać zażaleń innych wilków. Toxikita by je zbywała lub jeszcze gorzej; kopnęłaby i trzepnęła łopatą na pocieszenie.
– Ech… Po prostu w przeszłości poddano mnie eksperymentom. Tyle powinno ci wystarczyć… Coelicolae – podsumowała krótko, fortunnie wymawiając jej imię poprawnie. Wiedziała jednak, że to nie koniec jej pytań; to wciąż za mało informacji, by móc określić problem Toxikity oraz jego rozwiązanie, mimo faktu, iż zdawała sobie doskonale sprawę, jaki był jej problem. Kłopot był jedynie z jego rozwiązaniem.
Nagle Toxikita poczuła się słabiej — jej powieki stały się dziwnie ociężałe, ciało sztywne, a oddech zwolnił, za bardzo zwolnił i był strasznie nierównomierny, powietrze zaś brane w długich odstępach czasowych, co się nie powinno dziać.
– Ja… Nie czuję się za dobrze… – Zachwiała się, siedząc na fotelu i niekontrolowanie wysunęła pazury z łap, wpinając je w oparcie.
Kiedy spojrzała na swoją łapę, ta zaczęła naprzemiennie zmieniać barwę i długość futra, co wyglądało z jednej strony zjawiskowo, z drugiej zaś przerażająco dla jego posiadaczki. Zmieniało kolejno barwę z zielonego na brunatną, gdzieniegdzie na jej tułowiu pojawiały się białe pręgi i wzory przypominające konstelacje na niebie. Toxikita doznała niebywałego szoku, a w jej głowie zaczęły rozbrzmiewać obce głosy. Mamrotały coś, krzyczały, powtarzały w kółko, jednak żadnego z tych słów wadera nie potrafiła sprecyzować. Nie wiedziała, co one znaczą; były jakby urwane z obcego, zapomnianego języka, którego nawet nie było na świecie.
– P-pomóż mi… – Spojrzała przeraźliwie na Coelicolae, nie wiedząc, co się z nią dzieje.
Zaczęła niezrozumiale potrząsać głową, w nadziei, że ból i natłok głosów ustanie. O dziwo, w jednej chwili wszystko ustało, a jej sierść pozostała w naturalnym, zielonym kolorze; wszystko wróciły do normy.
Toxikita wstrzymała oddech. W jej głowie rozległ się niewyobrażalnie głośny pisk, który chwilowo ogłuszył waderę, powodując jej skomlenie. Zakryła łapami uszy, chcąc pozbyć się okropnego dźwięku, który na całe szczęście ustał po paru sekundach.
Była przerażona. Jeszcze nigdy coś takiego się jej nie przytrafiło. Widziała, jak Coelicolae mówiła coś do niej, lecz nie była w stanie niczego usłyszeć — nieokreślony dźwięk ogłuszył ją, przez co słyszała tylko pojedyncze, stłumione słowa.
Nie wydawało jej się, by wadera miała zamiar po tym wydarzeniu odpuścić sobie wizyt z nią. Wiedziała, że teraz nie da jej spokoju i będzie łaknąć odpowiedzi, których Toxikicie nie dane będzie znać. Czuła, że historia będzie się ciągnąć dłużej, niż dzień, dłużej, niż dwa dni, dłużej, niż tygodnie.
Wiedziała jedno: pragnie to wyleczyć za wszelką cenę.

Coelicolae?
Końcowy akt nieco chaotyczny, ale podoba mi się. Mam nadzieję, że Ciebie również zainteresuje i natchnie do działania.♡

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template