7 lutego 2019

Od Paina

Ostatnio, przyznam szczerze, nie miałem co ze sobą zrobić. Dosłownie. Łaziłem tu i tam, od drzewa do drzewa, czasem do kogoś zagadałem, ale jak jest, wszyscy wiemy; nie każdy do rozmowy jest chętny. Ale pomińmy to i uznajmy, że w pełni rozumiem takich osobników. Bardziej już drażnił mnie fakt, że nie było takiego pięknego miejsca, w którym mógłbym siąść na uboczu i patrzeć na chodzące wilki. To dziwne, ale lubię na nie patrzeć, chociaż większość urodą nie grzeszy. Po prostu fajnie jest hipnotyzować się chodem ich chudych łapsk, wganiając je wtedy w zakłopotanie, bo jak to tak: patrzeć?! Czasem tylko zastanawiam się, za jakiego idiotę mnie mają, kiedy jak kołek stoję w jednym miejscu czasem i po kilka godzin. Kiedyś tak nie było, dobrze? Po prostu mi się nudzi, a w tym chyba nic nadzwyczajnego nie ma. Tylko żeby nie było, że poza udawaniem posągu nie mam drugiego życia. Taką moją odskocznią jest mój zawód. A to dziwne, bo dotychczas niechętnie wykonywałem swoje obowiązki. Ale praca takiego wścibskiego reportera jest dla mnie idealna. Uprzykrzam innym życie, zalewając je pytaniami, wtykam nos w nie swoje sprawy, a co najlepsze — mam pewne usprawiedliwienie. Bo to wszystko robię przecież z myślą o watasze. Wszystko, co tworzę, tworzę przecież dla niej. Chwilami nawet lubię czytać swoje własne słowa. Irytuje mnie jedno: we wszystkich pięknie zapisanych kronikach wciąż była luka. Nagłówek "Harbinger Ghost — największy romantyk w historii." wciąż owiany był tajemnicą. Pod spodem widniała tylko jedna, istotna informacja — wżenił się w rodzinę Alf. Kojarzę, że ktoś wspominał coś o niejakiej Ingreed. Aby dowiedzieć się, kim dokładniej jest, zszedłem do podziemi do zasłyszanej Grocie Diabła.
Droga na dół przyjemna nie była, ale czego się nie robi dla wiedzy. Poza tym malowidła, jakie miały się tam znajdować, były częścią historii, i to nie byle jakiej historii. Wciąż przecież chodziło o watahę. Gdy jeszcze na dobre nie skończyłem schodzić w głąb, moim oczom ukazał się zapatrzony w obraz basior. Specjalnie głośno uderzałem łapami o bruk, co by nie wystraszyć zamyślonego osobnika. Nie chciałem przecież narazić się na jego gniew. Wpatrywałem się w niego długi czas, ale za nic w świecie go nie kojarzyłem. Czyżby był nowy? Starałem się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Jako pierwsza rzucała się w oczy jego duża postura, później gęste futro i tajemnicza, zielona poświata. Jak gdyby nigdy nic usiadłem tuż obok niego, nie pozornie nań zerkając. Obraz, na który w takim skupieniu patrzył, przedstawiał żółtą waderę z małą, białą kulką u boku.
— Piękne malowidła, czyż nie?  przerwałem właściwie odpowiadającą mi ciszę. Basior przez krótki jeszcze czas nie odrywał wzroku od portretu, aż wkrótce spojrzał mi w oczy. Zbadałem jego twarz i lekko drgnąłem. Zmartwychwstał?

HG?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template