10 lutego 2019

Od Airova cd. Fasoli


Kolejny dzień, kolejne obowiązki. Mimo rutyny nie byłem znudzony – wręcz podobało mi się rządzenie, wydawanie poleceń i pomaganie. Byłem alfą, którego WSO potrzebowało, a ja potrzebowałem całej tej zgrai wilków, dzięki którym czułem, że jestem, że żyję.
Otwarłem oczy o wschodzie słońca, właściwie jeszcze chwilę przed momentem, w którym ognista kula wyłoniła się zza horyzontu. Tym razem obyło się bez koszmarów, więc od rana towarzyszył mi dobry humor; mięśnie nie bolały od rzucania się przez sen, oczy nie były tak przekrwione, jak zwykle. Wyprostowałem się i ziewnąłem, kłapiąc przy tym zębami i oblizując zeschnięte wargi. Zająłem się tym, czym musiałem, nie martwiąc się zupełnie o nic. Świat bez koszmarów był kolorowy i jakby bardziej wyrazisty.
Uśmiechnąłem się ciepło, kiedy do mojej jaskini weszła Roki. Jej roześmiane oczy wydawały się rozjaśniać pomieszczenie. Słońce było mniej więcej w jednej trzeciej drogi na nieboskłonie.
– Cześć, Airov – zaczęła, a potem podjęła jakiś temat, który rozumiałem tylko w połowie. Co jakiś czas kiwałem głową i wtrącałem swoją kwestię, nawet nie do końca wiedząc, kiedy podjęliśmy decyzję o wspólnym spacerze. Czas zdawał się płynąć nieco inaczej, niż tego oczekiwałem. – Może pójdziemy do biblioteki? – zapytała w końcu, błądząc wzrokiem gdzieś po koronach drzew. Znów się zgodziłem, wiedząc, że nigdzie mi się nie spieszy.
Szliśmy wolnym krokiem, rozkoszując się ciepłym wiatrem i ostatnimi promieniami jesiennego słońca.
– Po co idziemy do biblioteki? – zagaiłem, chcąc wypełnić ciszę, która na moment zaległa pomiędzy nami. Odpowiedziała, że musi sprawdzić pewną kwestię w pewnej księdze, uśmiechając się przy tym tajemniczo i w pewien sposób uroczo, przez co zaśmiałem się cicho i przyspieszyłem; po chwili oboje biegliśmy krętą ścieżką, co jakiś czas obijając się o siebie i przeskakując nad kanciastymi kamieniami czy powalonymi przez ostatnią wichurę pniakami.
Kiedy wchodziliśmy do biblioteki, słońce zawisło w swoim najwyższym punkcie, informując, że już południe. Od razu uderzył w nas żółty zapach starych ksiąg, jakże charakterystyczny dla tego miejsca. Przymknąłem oczy, pozwalając, by wypełnił całe moje płuca. Roki w tym czasie zdążyła wypatrzeć na półce jedną z interesujących ją ksiąg i teraz podchodziła do niej płynnym krokiem; wydawało się, że płynie w powietrzu. Wpatrywałem się w nią przez moment, a później podszedłem bliżej, by móc odczytać przetarty tytuł na grzbiecie tomu. Nazwę skojarzyłem, choć nadal nie wiedziałem, co skrywa wnętrze – kojarzyłem nazwy sporej liczby wszelkich książek, tych starych i tych współczesnych, popularnych. Zwykle brałem udział w ich rozładunku czy po prostu kontrolowałem to, co znajduje się w bibliotece. Usiłowałem sobie przypomnieć coś więcej o tym konkretnym egzemplarzu, ale pamięć płatała mi w ów momencie figle.
– Muszę znaleźć kilka informacji – wyjaśniła, a strony w księdze przewracały się jedna za drugą. Źrenice wadery przesuwały się w lewo i prawo, lewo i prawo, aż w końcu zatrzymały się na jednym fragmencie i przez moment tkwiły nieruchomo.
Stałem obok i zdecydowałem się nie przeszkadzać, więc jedynie przyglądałem się całemu procesowi od boku.
– O, mam! – mruknęła radośnie pod nosem, a jej ogon zakołysał się nieznacznie. Zbliżyłem się do niej i położyłem pysk na jej karku, wpatrując się w kartkę. Odsunęła się i uszczypnęła mnie zadziornie w ucho, przypominając tym samym szczenięce lata, kiedy to bawiliśmy się tak znacznie częściej.
Uśmiechnąłem się nonszalancko i odsunąłem o krok, oddając jej swobodę ruchów.
– Pomożesz mi znaleźć jeszcze jedną.
Tym razem prowadziłem ja. Wiedziałem, gdzie może znaleźć księgę, której szukała, bo nie był to pierwszy raz, kiedy z niej korzystała. Tyle, że tym razem zmieniła położenie; widziałem, jak bibliotekarka przenosiła ją ostatnio na jeden z wycofanych regałów. Roki posłusznie podążała za mną, opowiadając o pewnym eliksirze, który ostatnio wytworzyła.
– Fasola? – zapytałem z uśmiechem, widząc, jak pospiesznie odkłada skórzany tom na półkę. – Co ciekawego czytałaś?
Roki wyjrzała zza mojego ramienia i wręcz czułem, jak uśmiecha się na widok zielonkawej wadery.

Moje piękne panie? <3

|| następna część ||

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template